środa, 30 grudnia 2020

H.G. Wells - Wyspa Doktora Moreau

 




   Wells stał się jednym z najważniejszych prekursorów literatury science fiction - to nie ulega dyskusji. Tworząc swoje powieści, oparł się na przełomach, królujących w czasach jego działalności. Otwierało to furtkę wyobraźni Wellsa do bardzo pokaźnego stopnia. Przykładem jest właśnie "Wyspa Doktora Moreau", która dotykała tematów ewolucji, genów DNA i odważnej wizji zabawy w Boga. Ponadto autor nie stroni od atmosfery grozy w swym dziele. Powyższe tematy jeszcze nie tak opanowane były wówczas "nieznanym", którego zawsze się bano, a Wells doskonale i z manierą wykorzystał w swej powieści. 
   Pozycja ta jest moim zdaniem idealnym początkiem przygody z sci fi dla czytelnika. Nie zawaham się stwierdzić, że nawet dla młodego czytelnika i nie mam tu na myśli malców w przedziale wiekowym np. 4-10 lat. Rozgarnięty jedenastolatek albo max. trzynastolatek mógłby spokojnie zacząć eksplorację fantastyki naukowej od tej lektury. Myślę, że można by nawet pomyśleć o kanonie lektur szkolnych. Skąd ta odwaga? Powieść napisana jest przystępnym językiem, poza opisami przerażających wydarzeń nie ma tu nic gorszącego. Wręcz przeciwnie na podstawie tej lektury można śmiało omawiać ludzkie podejście do natury, tematy moralności, a także naukowe spektrum eksperymentalne. To powieść, w której mamy elementy niewiarygodności i fantazję podpartą naszymi obecnymi doświadczeniami w świecie i czasach, gdzie znamy postać Mengele, postępy w genetyce i kilka doświadczeń w eksperymentach z klonowaniem. Gdyby dziś pisać tę powieść to właśnie te kazusy stanowiłyby dla autora inspiracje. 
   Powieść utrzymana jest w formie relacji z pierwszej osoby liczby pojedynczej. Styl opowieści charakterystyczny dla opowiadań Lovecrafta. Narratorem więc i głównym bohaterem jest Edward Prendick, ocalały z katastrofy statku "Piękna Pani". Jako jedyny ocalały wraz z niejakim Montgomerym i jego dziwnym towarzyszem M'lingiem na pokładzie łodzi, która uratowała Eda, dobijają do nieznanej wyspy. Gospodarzem ziemi jest doktor Moreau. Prendick poznaje mroczne badania doktora i jego szalone eksperymenty, polegające na krzyżowaniu różnych gatunków zwierząt i nadawaniu im ludzkich cech. Homoidalne zwierzęce hybrydy obdarzone tzw. Prawem zamieszkują wyspę, lecz widać jak bardzo są ułomne i być może cierpią. Nie pomagają w uldze władcze postawy Montgomery'ego i Moreau. W pewnym momencie wszystko wymyka się spod kontroli i dochodzi do tragedii. 
   Prendick w swych relacjach opisuje wydarzenia zachodzące na wyspie i kontrowersyjne stanowisko naukowe Doktora Moreau. Powieść przywodzi na myśl historie Verne'a lub przygodówki przypominające "Robinsona Cruzoe" lecz mroczniejsze. Można więc uważać, że to przygodówka grozy science fiction. Książkę czyta się szybko i bez problemu, a w posłowiu Mirosława Gołuńskiego poznajemy proces powstawania dzieł Wellsa oraz inspiracje i odzwierciedlenia wywodzące się z toposu dr. Moreau. Znakomite i ważne dzieło, nie tylko dla rozrywki, ale także dla filozoficznych i naukowych dysput, mogących w przyszłości z tej mrocznej historii wynieść coś pozytywnego dla następnych fizjologów i genetyków. Science fiction to nie tylko fikcja, to także nauka. Na koniec przy lekturze zwróćmy uwagę na obrazujące nam lekturę grafiki Giuseppe Galibardi Bruno, który świetnie oddał ducha epoki. 

Gatunek: Powieść przygodowa / Science Fiction / Fantastyka / Groza
Rok: 2020 / 1896
Wydawnictwo: Wydawnictwo Vesper

sobota, 26 grudnia 2020

Artur Urbanowicz - Paradoks

 



   Od debiutu pana Urbanowicza, daliśmy mu, do dziś niezachwiany kredyt zaufania. Wiemy, że nas porwie, zaskoczy, wystraszy, i nauczy wielu rzeczy, jakich tylko życie potrafi zweryfikować, ale ułoży to słowami doskonale złożonymi, zwięzłymi i do zrozumienia dla każdego. W przypadku "Paradoksu" mamy podobnie, z tym że szczegółowe omówienie tej pozycji jest prawie niemożliwe - oczywiście wytłumaczę czemu. Jest ona bezsprzecznie genialna i warta miana bestselleru. To powieść, w której nie wiemy, co się może wydarzyć, gdyż nieprzewidywalna wyobraźnia autora wprowadza takie zwroty akcji, że nie wiemy zupełnie, jakiego gatunku powieść czytamy. "Paradoks" to miszmasz gatunkowy i inspiracyjne tutti frutti, bo naliczyłem kilka odniesień i trafiłem na pewno jedne z głównych. 
   Autor w posłowiu poprosił, aby nie spoilować w recenzjach i opiniach. To też powód, dla którego nie da się szczegółowo omówić tej pozycji. Jest to mimo wszystko zrozumiała prośba, zważywszy na to jak wiele się dzieje w historii. A Artur Urbanowicz piszę tak, że cały czas coś się dzieje. Nawet jak nic się nie dzieje, to rozważania bohaterów absorbują nas całych, jakby to były nasze rozważania - kolejna rzecz, którą uwielbiam w powieściach. Skoro nie spoilujemy to napiszę tylko, o co pokrótce chodzi, tak żeby Cię zainteresować, dorzucając do tego inspiracje, którymi czuję, że autor mógł (ale nie musiał...może to się samo zrodziło w jego głowie?) posiłkować się i których odniesienia widzimy w powieści. Tak więc historia opisuje perypetie studenta matematyki - tyle! Tyle? Nie do końca... Myślisz, że perypetie studenta matematyki będą nudne? A co jeśli z początku będzie Ci się wydawać, że ten przyszły matematyk ma rozdwojenie jaźni? Znajome? A co jeśli dalej się okazuje, że to nie rozdwojenie, a rozwielenie? I to nie jaźni... Tak, jak wyżej miszmasz gatunkowy prowadzi nas od thrillera psychologicznego, przez horror, aż do science fiction. Można śmiało powiedzieć, że to powieść z tych, które ryją banię zbyt mocno. Poza tym główny bohater - wspomniany student matematyki - Maks jest odwrotnością bohatera, bo to jeden z tych, których nie darzymy zbytnią sympatią. To introwertyczny perfekcjonista, niby typowy kujon, ale uważający się za lepszego od wszystkich. Nikt go nie lubi, no, chyba że odrobi za kogoś pracę domową, ale i tego nie robi za darmo. Maks popada w paranoję, gdy zrobi coś źle, a to nie przystoi człowiekowi podchodzącemu do życia z matematyczną precyzją. Autor daje nam też dużo lekcji psychologii, logiki i pokazuje nam jak ważna jest w życiu znajomość matematyki - te argumenty wyjaśniają odwieczne zdanie nieuków: "do niczego mi się nie przyda ta matematyka". Poznajemy pojęcia, których zwykle nie zasłyszymy poza salą wykładowczą, ale określają to jak mówimy poza tą salą. Wydaje mi się, że każdy intelektualista, nawet ten, który za bardzo nie przepada za ścisłością matematyki, będzie się świetnie bawić przy lekturze i będzie się śmiać do rozpuku przy żarcikach rzucanych przez autora. Trzeba dodać, że jest to częściowo powieść autobiograficzna, a na dodatek odwołuje się do wcześniejszych powieści pana Artura, co czyni ją ciekawszą. 
    Przejdźmy teraz do inspiracji i nawiązań. Na pierwszy front wysunęło mi się podczas lektury skojarzenie z filmem "Pi" Darrena Aronofsky'ego. Jak się okaże w dalszej części książki, pojawi się dosłowna wzmianka o tym właśnie filmie. A także do podobnych tematyce "Piękny Umysł" i "Dowód" - są to filmy o uzdolnionych matematykach cierpiących na jakąś neurozę. Te nawiązania jak widać, nie są przypadkowe. Kolejnym skojarzeniem jakie mi się nasunęło pod koniec książki był serial "Dark". Jeśli widzieliście serial nie będę pisał o co w nim chodzi, bo pojawia się tu najważniejszy motyw, którego nie wolno nam spoilować. A jeśli nie widziałeś "Dark" polecam obejrzeć w międzyczasie lektury. Te dwie rzeczy mogą okazać się ciężką rozrywką, ale genialną. Pewne inspiracje mogłyby za wiele zdradzić, ja natomiast, podsumowując w telegraficznym skrócie, chcę zakomunikować, iż "Paradoks" to wspomniane produkcje kinematograficzne połączone w jedno!
    Perfekcjonizm jest chorobą, a ta powieść pokaże Ci, do czego może doprowadzić, gdy WSZYSTKO obliczasz na KAŻDYM kroku, pomimo wypunktowania kwantyfikatorów i tak popełniasz błąd - co robisz, by ten błąd poprawić? 

Gatunek: Thriller / Horror psychologiczny / Sci Fi
Rok: 2020
Wydawnictwo: Wydawnictwo Vesper

niedziela, 13 grudnia 2020

Howard Phillips Lovecraft (i inni) - Wyzwanie z Innego Świata

 



   Dotarliśmy chyba do takiego momentu w historii literatury kiedy mamy już opublikowane wszystkie dzieła Lovecrafta w języku polskim. Włączmy w to opowiadania, eseje i chyba nawet część listów, których ilość przekracza dorobek powiastkowy. Jednak bardzo ważnym, wręcz istotnym elementem w twórczości ojca Cthulhu była więź z innymi literatami jego okresu. Mowa o przyjaciołach od pióra, z rzeczonych listów, którzy stali się współtwórcami cyklu Arkham i kontynuatorami spuścizny Lovecrafta. To właśnie na tą cześć Wydawnictwo IX odgrzebało i wydało zbiór opowiadań "Wyzwanie z Innego Świata". Jest to zbiór najlepszych opowiadań (chyba), jakie Lovecraft współpisał ze swymi korespondencyjnymi przyjaciółmi. Co więcej, te opowiadania nie opierają się ani trochę na znanych nam przez Howarda mitach. W tym zbiorze porzucono ten element, ale również skupiono się na czymś z innego świata - jak zresztą sam tytuł wskazuje. 
   Mamy tu więcej współautorów niż by się zdawało, niemniej powtarzają się, co wcale nie zawęża śmietanki. Wśród współautorów siedemnastu opowiadań są między innymi C.L. Moore, Robert E. Howard, Frank Belknap Long, Robert H. Barlow, Winifred Virginia Jackson i kilka innych nazwisk. Zbiór podzielony jest na dwa rozdziały:
- Opowieści niesamowite
- Opowieści humorystyczne
   Jeśli chodzi o opowieści niesamowite to opisują one typowe dla Lovecrafta rozważania - gierki ze świadomością, podświadomości i nadświadomością, motywy światów równoległych i innych wymiarów, przeplatane ze snem i nadnaturalne istoty z kosmosu - charakterystyczne dla weird fiction. Z kolei opowieści humorystyczne zaskoczą tych, którzy wciąż wierzą, że Lovecraft był ponurakiem niepotrafiącym się uśmiechnąć. Jak się okazuje, dysponował ogromnym poczuciem humoru. Możemy to poznać w gierkach słownych, jakimi nas raczono właśnie w humorystycznych opowiadaniach. Ten rozdział nie jest charakterystyczny dla mistrza grozy, ale wciąż ukazuje kunszt pisarski, który, mimo że lekko archaiczny, pobudza wyobraźnię. Opowieści humorystyczne opierają się na rozterkach obyczajowych życia codziennego nizin społecznych, ale ukazują je w krzywym zwierciadle. Cały sens dowcipu jest dla nas jasny dopiero na końcu - typowa puenta, ale z przytupem. Początkowo czytamy o zwykłym życiu, często z zabawnymi opisami, lecz autorom wystarczy jedno zdanie na końcu opowiadania, po którym tarzamy się ze śmiechu, albo zastanawiamy się, co tu się stało, co to za zwrot?
   Ten nieprzeciętny zbiór opowiadań jest doskonałym suplementem dla fanów twórczości Lovecrafta, którzy znają już wszystko. Kolekcjonerzy także będą zachwyceni, ale trzeba zaznaczyć jedno - to nie jest pozycja dla kogoś, kto rozpoczyna przygodę z prozą Lovecrafta. Taki "świeżak" łapiący za tę pozycję na początek może się zrazić do autorów, a żeby poczuć klimat typowy dla opowiadań weird fiction autorstwa H.P. Lovecrafta, należy zacząć od jego solowych zbiorów gdzie pochłoniemy to czym charakteryzuje się "strach przed nieznanym". Tym samym nie ma co demonizować tego zbioru infantylnym "nie chcę tego, bo tu nie ma Cthulhu!"... Otóż weird, jako gatunek nie polega tylko na Cthulhu, to po pierwsze. Po drugie Lovecraft, jak wspomniałem, jest znakomitym pisarzem i nawet kiedy nie ma mowy o jego mitach, czytamy o istotach robakopodobnych, a sam styl urzeka nas za każdym razem. Powyższy foch okazuje się więc kategorycznym błędem czytelnika. "Wyzwanie z Innego Świata" to rewelacyjny zbiór fantastycznie ukazujący grozę - Lovecraftowską i nieznaną nam wcześniej - A tytułowe opowiadanie pochłonie nas do reszty!

Gatunek: Horror / Weird Fiction
Rok: 2018
Wydawnictwo: Wydawnictwo IX 

poniedziałek, 7 grudnia 2020

Edgar Allan Poe - Miasto w Morzu i inne utwory poetyckie

 



   Każdy gatunek ma swoich mistrzów pióra. Każdego mistrza określamy także w duchu epoki, po której zostaje z nami na zawsze. Najbardziej osobliwym i silnie poczytnym gatunkiem wciąż jest groza. Ten gatunek jak dotąd ma trzech mistrzów "czarnego" pióra - kolejno wymieniając, przy czym cofając się z duchem epoki będą to: 
King - Lovecraft - Poe
Zaczynając więc od prekursora grozy gotyckiej, utrzymanej w epoce romantyzmu - Poe, sięgniemy po niedawno opublikowany zbiór, moim zdaniem, jego najwspanialszych wierszy. Dzięki Wydawnictwu Vesper możemy się z nimi zapoznać i wracać do nich tyle razy ile chcemy. Mistrz Poe tworzył poezję podszytą baśniowością, mitologiami i osobliwie przerażającym romansem okrytym całunem fatum - dziś taka poezja jest pewnie klasycznym reliktem, lecz dla zakochanych w poezji będzie to kolejny dział poetyki do przerobienia. 
   Poezje Edgara mogą nam się wydawać prosto napisane z zastosowaniem łatwych rymów (mimo, że technicznie są nienaganne), ale zagłębienie się w treść, odczucie jej i spokojne przeanalizowanie, przenosi nas w jakiś inny świat. W powyższym tomiku mamy zatem najznakomitsze wiersze z różnych etapów życia autora, w tłumaczeniach: Zofii Kierszyc, Włodzimierza Lewika, Władysława Nawrockiego, Barbary Baupre, Antoniego Lange, Romana Klewina, Zenona Przesmyckiego, Juliusza W. Gumolickiego i Jerzego Żuławskiego. Dla uczulonych na niedokładne tłumaczenia (czego nie zarzucam) w zbiorze dla kontrastu możemy przeczytać opublikowane dodatkowo wiersze w oryginale, co zresztą unaoczni nam kunszt, z jakim Poe pisywał. Tak wśród wybranych przez Macieja Płazę wierszach w omawianym tomiku pojawiły się "Sen we Śnie", "Do Heleny", tytułowe "Miasto w Morzu", "Lenora", opus magnum "Kruk", "Kolizeum", "Kraina Snu", "Do Zante", "Anabelle Lee", "Do Ani", "Eldorado" i kilka innych. Wśród wymienionych są takie wiersze, których powstanie wiązało się z jakimś ważnym wydarzeniem w życiu poety. Wiersze te bywają pełne niepokoju, lecz jednocześnie lekkości. Niepokój przejawia się chyba w każdym wierszu, w którym odnosi się do kobiet swego życia. W poezjach Edgara zawsze umierają lub mają do czynienia ze śmiercią. Czasem nawet ze śmiercią samego Poe. Groza w romantyzmie to motyw, który gości także u Brama Stokera w "Draculi", jednak to Poe lekko i niebywale opisuje strach towarzyszący uczuciom przypisywanym wielu jego "kochankom". 
    Na zakończenie do tomiku mamy dołączone posłowie wspomnianego Macieja Płazy. W owym posłowiu poznajemy wspomnienie Edgara Allana Poe z tego, jaki był, jak wyglądało jego życie rodzinne, uczuciowe i w końcu pisarskie. Żywiąc ogromną sympatię do tego autora, dowiadujemy się,  że w rzeczywistości nie był taki sympatyczny. Poznajemy go jako awanturnika i alkoholika, lecz mimo to zdobywcę wielu damskich względów. Jego natura trawi to, co pokochaliśmy w jego wierszach i tym samym czyni prawdziwą mroczność, jaką nas raczył w swych dziełach. Prekursor  nie tylko gatunku, ale też inspirator powstania dekadentyzmu. Pewnie jako człowieka byśmy go nie polubili, lecz na szczęście pokochaliśmy jego wnętrze przez poezję prawie tak samo jak jego wszystkie muzy. Jeśli kochasz XIX wieczną poezję, zapoznaj się z najwspanialszymi utworami Poe, w których zatopisz się jak miasto w morzu, a nie wrócisz z niego - nigdy już!

Gatunek: Poezja / Groza
Rok: 2018
Wydawnictwo: Wydawnictwo Vesper

wtorek, 1 grudnia 2020

Konrad Możdżeń - Chodź ze mną

 


  Swoją opinię o tym debiucie postaram się skondensować do minimum, czego autor nie zrobił z tą powieścią, która wtedy mogłaby mieć mniej stron. Bez zbędnego analizowania przejdę do rzeczy. "Chodź ze mną" to obiecujący debiut, w którym dostrzegamy świetnie dopracowany język, co jest plusem u każdego pisarza, lecz ten język jest zbyt prosty. Oczywiście znajdujemy tu świetnie złożone zdania i przerażające opisy, ale co najgorsze tych drugich w całej 'ceglastej' książce jest może 30%. Reszta to zwykła obyczajówka. Zapewne wszystkie zdarzenia, również te obyczajowe, są istotne dla fabuły, niestety są one tak rozwlekłe, że lektura zaczyna nużyć. Czujemy się, jakbyśmy czytali scenariusz polskiej telenoweli, do której wpleciono oryginalne elementy grozy.
   Niestety nie załapałem fenomenu tej powieści, o której duża część czytelników twierdzi, że ich wciągnęła. Z początku byłem podniecony koncepcją, że ktoś mnie porządnie wystraszy. Liczyłem na coś mocnego. Dałem szansę tej powieści mimo przedłużających się wydarzeń w ogóle nierobiących na mnie wrażenia. Po 190 stronach, po których zaledwie dwa rozdziały zawierały dosyć osobliwe opisy obrzydliwości, odpuściłem. Wiedziałem, że dalej już nie będzie lepiej. Jeśli od początku lektura nie trzyma w napięciu, to znak, że w dalszej części możemy nie doznać szoku. Rozczarowałem się zatem i doczytałem do końca tylko po to, by dowiedzieć się, o co chodzi w całej sprawie i może poukładać coś, czego z początku nie zauważyłem. Byłem trochę naiwny, gdyż pozostały niedopowiedzenia i rozumiem, że autor miał taki zamysł, jednak te niedopowiedzenia były zbyt nieoczywiste. Tajemnica tajemnicą, ale w tej powieści ona jest niezrozumiana. 
   Pokrótce lekki spoiler, o co właśnie chodzi. Dariusz Drzewiecki wykupuje pustostan - budynek z czasów międzywojnia, który był lokalem gastronomicznym serwującym usługi dla ówczesnej społeczności, głównie niemieckiej. Dariusz - właściciel jednej z wrocławskich knajp - kupuje budynek, by otworzyć w nim knajpę o podobnej nazwie, co za czasów wojny. Okazuje się, że budynek mimo gruntownego remontu zalatuje okropnym smrodem z zaplecza. Pracownicy odczuwają dziwne niepokojące doświadczenia, płynące zza ścian zaplecza. Podczas pobytów na zapleczu, lub w jego okolicach ukazują im się obrzydliwe wizje mocno wpływające na psychikę pracowników. Wszyscy bohaterowie (których w powieści jest zbyt dużo) odczuwają wrażenie, że budynek jest nawiedzony. Dwójka pracowników ulega opętaniu. Widać to po nich wyraźnie, lecz współpracownicy nie rozumieją co się właściwie z nimi dzieje. Pojawia się starzec, który w latach 60 pracował na terenie obecnego lokalu i odczuł traumę pozostawioną przez nawiedzone miejsce. Starzec ostrzega przed tym budynkiem Dariusza. Poznajemy retrospekcje z życia starca. Dowiadujemy się, że ten zabił żonę, gotową popełnić zbrodnię na ich wnuku. Nie wiemy skąd u żony psychopatia, skłaniająca do natarcia na wnuka z nożyczkami lub poduszką. Wnuk okazuje się eksploratorem i badaczem mającym zbadać ukryte na zapleczu pomieszczenia, w budynku, o którym cały czas mowa i z którego wypływa negatywna aura. Właściciel przepowiada śmierć starca przy jego wnuku. Wnuk po śmierci dziadka jakby zostaje opętany przez ducha dziadka, który pozostawił w mieszkaniu jakby wspomnienie o tym co jego babka chciała zrobić, a jak to się skończyło. Opętany wnuk zabija swojego przyjaciela, następnie sam ni stąd, ni zowąd zostaje zabity przez również opętanego Dariusza Drzewieckiego. Następnie Dariusz zabija swoich współpracowników, choć jest możliwość, że robił to przed pojawieniem się wnuka. W końcu dostaje się do domu jednego ze swych barmanów. W poważnym amoku chcę zabić również barmana. Wtem pojawia się policja i tu kończy się historia. Nie napiszę jak, bo może ktoś jednak będzie mieć ochotę przeczytać i mu się spodoba ta powieść. 
   W każdym razie barman także ulega opętaniu w dość osobliwy i gastryczny sposób, lecz żyje z tym normalnie i wydaje się, że panuje nad swoimi popędami. W całym zajściu mamy do czynienia z kanibalizmem, co okazuje się w prologu i w czasie zabójstw bohaterów przez Drzewieckiego. Pod koniec w fabule historia Dariusza i nawiedzonego budynku jest badana. Dochodzenie sprowadza badaczy do archiwum, w którym odnajdują wzmianki o Karlu Denke - psychopacie żyjącym w rzeczywistości we Wrocławiu w latach międzywojnia. Badacze trafiają na pamiętniki Karla Denke, z których wychodzi na jaw, iż pracował w budynku z naszej powieści i zabijał biednych ludzi przychodzących do niego po pomoc. 
   Tyle na ten temat, ale nie dowiadujemy się, co opętało bohaterów, ani co grasowało w ukrytych pomieszczeniach za zapleczem, a już w ogóle nie wiemy, jaki to ma związek z Karlem Denke. Czy jego potępiona dusza została w budynku i to ona nawiedzała bohaterów? Motyw przewodni, choć ciężki do określenia całkiem ciekawy i oryginalny, lecz rozwlekłe opisy i obyczajowość całego tekstu przyćmiewa to, co najbardziej interesujące dla czytelnika grozy. Jest mi przykro, że nie spodobała mi się ta powieść, bo zachwalano mi ją. Jednak potrzebuję czegoś mocniejszego i bezpośredniego. Jak na debiut winszuje stworzenia tak opasłej historii i mam nadzieję, że krytyka pozostanie w sferze udoskonalenia warsztatu, bo tak jak pisałem - jest potencjał na pisarstwo i z ciekawości sięgnę po następne dzieła. "Chodź ze mną" mi nie przypadło do gustu i znudziło. Najlepsze co jest w tej książce to zdecydowanie okładka! Na pewno innych zainteresuje bardziej ta powieść i dla nich pozostawiam tę lekturę. 

Gatunek: Obyczaj z elementami grozy
Rok: 2020
Wydawnictwo: Wydawnictwo Vesper

niedziela, 22 listopada 2020

Mikołaj Kołyszko - Groza jest Święta

 


   
   Jeśli ktoś zastanawiał się kiedyś nad fenomenem Lovecrafta i świata przez niego stworzonego, nie omieszkał na pewno analizy jego tekstów i twórczości od strony naukowej. Wielu z nas wie, jakim językiem posługiwał się Howard i jak przedstawiał swoje "twory", dlatego nie trudno zauważyć mocno inteligenckich naleciałości w jego tekstach. Można by rzec, że te teksty napisane są elitarnym językiem z otoczką tajemniczości, zarezerwowanej dla nielicznych. Ta tajemniczość właśnie została wyjaśniona przez Mikołaja Kołyszko z perspektywy nie tyle naukowej, ile sakralnej. 
   Żeby dojść do powyższego wyjaśnienia, trzeba się naprawdę nisko pochylić nad inspiracjami H.P. Lovecrafta, jego dostępnymi tekstami, a także rzetelnymi biografiami twórcy, których jest, jak kot napłakał. Na szczęście są badacze, którzy wyczerpująco opisali żywot Lovecrafta. Do tych badań dołóżmy jeszcze religioznawstwo studiowane przez Kołyszko i mamy odpowiednie stanowisko do zanalizowania tego, co Lovecraft stworzył, jako mitologię. Trzeba zaznaczyć, że jest to praca naukowa i tak samo naukowym językiem jest pisana, dlatego informuje uczulonych na zbyt mądre słowa, których znaczenia są nie znane. Autor opracowania analizuje tę mitologię antropologiczną metodą strukturalistyczną Claude'a Levi-Straussa. Mamy więc przesłankę o naukowym podejściu, do badania mitologii Lovecrafta, tak jakby była rzeczywistą mitologią z kanonu mitologii znanych nam na ziemi. Jednak mitologia Lovecrafta (fachowo, po ustaleniu z kontynuatorem spuścizny Augustem Derlethem, nazywanej np. Cyklem Arkham) to nic innego jak fikcja literacka - weird fiction - nadnaturalny horror. Tylko czy każda znana nam mitologia nie jest już fikcją literacką? Mitologia ma na pewno wiele wspólnego z wierzeniami, a często te wierzenia mają wiele wspólnego z twórczością Lovecrafta. To właśnie Mikołaj Kołyszko chce nam wyjaśnić w swej pracy - poniekąd konotacje fikcji Lovecrafta z wierzeniami ludów pierwotnych, starożytnych, oraz tubylczych, będących podstawą lub elementem jego uniwersum. 
   Natomiast wracając do pojęcia nadnaturalnego horroru, którego ojcem jest Lovecraft, Kołyszko na podstawie badań Rudolfa Otto, chce nam przybliżyć istotność tego gatunku i uczucie tzw. Numinosum towarzyszącemu nadnaturalnej grozie, opartej na wyższej świętości przypisanej wspomnianej mitologii. Dodatkowo dostajemy charakterystykę najważniejszych bóstw, istot, ras i emanacji pojawiających się u Lovecrafta, czyli tzw. panteon. Ponadto czytamy krótką analizę źródłową kanonicznych opowiadań Lovecrafta. Podsumowując, w uporządkowanej kolejności, z tej pracy poznamy:
- Religioznawcze podstawy badań omawianej mitologii.
- Mitologię Cthulhu (po konsultacjach z Augustem Delrethem zwaną Cyklem Arkham, Yog-Sothoterią, Cthulhuizmem, Mitologią Hastura).
Oraz:
- Analizę wybranych utworów w ujęciu antropologii strukturalistycznej Levi - Straussa. 
   Praca ta jest w pełni oparta na pracy magisterskiej Mikołaja Kołyszko, co potwierdza naukowe zacięcie autora w badaniu fikcji literackiej. Autor prowadził wiele prelekcji związanych właśnie z analizą twórczości Lovecrafta w ujęciu religioznawczym. Jego zaangażowanie i odkrycia wprowadzają w zdumienie słuchaczy, lecz jednocześnie łączy wszelkie powiązania świata fikcji Lovecrafta z tym, co nauka i różne jej gałęzie chcą nam przekazać. Wszelkie mity, konspiracje, ezoteryczne zjawiska, tajemnice uznawane za "teorie spiskowe", a nawet obrzędy i tradycje stają się kolejny raz rozważane. 
   Analiz tekstów Lovecrafta nie ma w księgozbiorach zbyt wiele. Trudno jest w ogóle badać twórczość tak tajemniczego jegomościa, jakim był Howard Phillips Lovecraft. Niemniej do tych nielicznych badań, najrzetelniejszą jest właśnie praca Mikołaja Kołyszko. Jedyna polska publikacja oparta stricte na źródłach, a nie późniejszych opracowaniach (jak te Augusta Derletha). To ją polecam dla każdego nowego adepta Cthulhuizmu, zabierającego się za teksty Lovecrafta. To najodpowiedniejsza pozycja, od której należy zacząć przygodę z Przedwiecznymi. Najpierw zachęcam przerobić tę analizę, by następnie sięgnąć kolejno po zbiory opowiadań - a tych kolejność sugerowana w zbiorze "Zew Cthulhu" od Wydawnictwa Vesper, w którym kolejność, podaje w posłowiu Mateusz Kopacz. O tym, że to obowiązkowa pozycja na półce miłośnika weird fiction i prozy Lovecrafta, powtarzać nie muszę - CHWAŁA PRZEDWIECZNYM!

Gatunek: Religioznawstwo / Nauka / Fikcja Literacka 
Rok: 2014 / 2018
Wydawnictwo: Phantom Books Horror

poniedziałek, 16 listopada 2020

Robert Bloch - Psychoza



   Nieprawdopodobne, w jakie zakłopotanie wprowadził mnie ten tytuł, co do rozpoczęcia swej opinii. Po prostu nie wiem jak zacząć i jest to pozytywna niewiedza, bo chciałbym polecić tę książkę każdemu miłośnikowi dreszczowców - raz, że klasyka i powinno się znaleźć w topce znajomości gatunku. Dwa, że tę książkę pochłaniasz i wciąga Cię od samego początku. Tytuł znany jest głównie w popkulturze z kultowego obrazu Alfreda Hitchcocka. Osobiście nawet nie wiedziałem, że ta powieść istnieje. Jeśli takich osób, jest więcej powinni szybko nadrobić lekturę. 
   Umówmy się, to nie jest typowy horror, bo widnieje w kategorii thriller i rzeczywiście jest to thriller psychologiczny, ale z tak mrocznym tłem i niepokojącymi aspektami, że trudno nie stwierdzić, iż to horror. Powieść inspirowana jest autentyczną postacią psychopaty Eda Geina, znanego z kanibalizmu oraz wytwarzania rzeczy z ludzkich ciał i wnętrzności. Sam ten fakt jest przyczynkiem do poczucia grozy. Psychologiczny aspekt tej powieści opiera się na wielorakiej jaźni oraz freudowskich teoriach o kazirodztwie. Brzmi ciężko, prawda? I tak właśnie jest, bo konstrukcja tej powieści nie jest nużąca, a wręcz przemyślana. Nie ma tu żadnych przeciągnięć, niepotrzebnych opisów i zbędnych słów. Ta powieść została idealnie skrojona niczym płaszcz z ludzkiej skóry, mający pasować na jej psychopatycznego projektanta. Wszystko w tej powieści jest wyważone, istotne i co najważniejsze - wciągające. 
   Wszystko zaczyna się sceną relacji między synem i matką. Robi się od razu niezręcznie, bo rozmowa przybiera żenujących kształtów, kiedy okazuje się, że główny bohater - Norman, jest czterdziestoletnim maminsynkiem, wegetującym w tym samym domu od dzieciństwa. Pojawiają się kolejne przykre wnioski - matka Normana okazuje się jakąś nawiedzoną staromodną babą, której potrzebna pomoc specjalisty. Dalsze losy bohaterów wiążą się z morderstwem pewnej młodej kobiety, przybywającej do Bates Motel - jedynego źródła dochodu Normana i jego matki. Kto zabija, skoro poza dziewczyną, w budynku jest tylko Norman... i jego matka? Tu nie można spoilować, bo od tej pory zaczyna się ostra jazda, a czytelnik co jakiś czas jest wytrącony z równowagi, bo coś mu się nie skleja. Pojawiają się fakty przeczące poprzednim. Ekscytacja i mrok ogarnia nas z jakimś niesamowitym rebusem. Okazuje się, że nie dość, że w powieści prowadzone jest śledztwo, to jeszcze czytelnik musi rozwiązać jakąś indagację. 
   To właśnie piękno literatury, kiedy czytelnik angażowany jest w książkowe wydarzenia, bo musi coś zrozumieć. Zaskakujące i dosyć otwarte zakończenie sprawia, że nie dowierzamy, ale odczuwamy zaskakujący haczyk typowy dla historii o psychopatach, że coś działo się tylko w głowie bohatera. Zakończenie jest klinicznym podsumowaniem wydarzeń, ale pięknie napisane psychologiczno - filozoficznym tonem. "Psychoza" nie bez powodu ma właśnie taki tytuł, a czytelnik przekonuje się jak ta tytułowa dolegliwość, odbierana jest z perspektywy chorego. 
   Być może bluźnię, ale czytając "Psychozę" miałem wrażenie, jakbym czytał udoskonalonego Stephena Kinga. Psychologiczne profile przywodziły na myśl powieści Kinga, z tym że Bloch nie czynił w niej niepotrzebnych retardacji, lecz istotny aspekt dla fabuły. Styl pisania Blocha stał się dla mnie wzorcowy i to nie przez przypadek - autor nawiązał ponoć kontakt z samym H. P. Lovecraftem, co musiało zostawić jakieś twórcze piętno. 
   Moja opinia może być w sumie niepotrzebna, bo gdy weźmiemy wydanie "Psychozy" z 2019 roku od Wydawnictwa Vesper, w posłowiu Wiesława Kota przeczytamy analizę "Psychozy". Ponadto autor posłowia przybliży nam dalsze losy Normana Bates'a z serii w "Psychoza II" i "Psychoza III". Jednak to nie wszystko, bo dostajemy także telegraficzny opis wydarzeń związanych z kinematograficznym fenomenem "Psychozy" i nowatorstwem, jakie wprowadził Alfred Hitchcock podczas kręcenia adaptacji. Dowiemy się również, jak to wyglądało przy pracy następców Hitchcocka. Zatem w posłowiu właśnie mamy chyba najlepsze opinie, natomiast mój zachwyt będzie niewysłowiony, będę wracał do tej lektury, bo to tylko 170 wciągających stron i będę polecał każdemu miłośnikowi grozy - także i Tobie... a jak już Cię wciągnie, pamiętaj, że "każdemu czasem odbija..." 

Gatunek: Thriller Psychologiczny / Dreszczowiec
Rok: 2019
Wydawnictwo: Wydawnictwo Vesper

 

czwartek, 12 listopada 2020

Christina Henry - Alicja

 


   Każde dziecko zapewne kojarzy "Alicję w Krainie Czarów" Lewisa Carrola, tym bardziej klasyczną animację Walta Disneya, a już na pewno dwie części superprodukcji filmowej w reżyserii Tima Burtona i z aktorską śmietanką w postaci Johna Deppa. Alternatywnych wersji bajki Carrola mamy bardzo dużo, ale w 2020 roku pojawiła się kolejna. Tym razem przygody Alicji odkrywamy w odsłonie grozy. Wersja Christiny Henry jest dla starszych czytelników, żeby nie powiedzieć, że dla dorosłych. Rzeczywiście tak nie powiemy, gdyż ten horror nie jest do końca satysfakcjonujący. Książka sama w sobie nie jest zła i rozbudza fantazję, ale czytelnik chyba spodziewałby się większego hardcore'u. 
   To książka z tych, których nie potrafimy nie oceniać po okładce. Polska wersja przekładu z nakładu Wydawnictwa Vesper posiada przepiękną psychodeliczną okładkę Macieja Kamudy. Ten sam grafik ozdobił wnętrze książki mrocznymi, rzucającymi się w oko grafikami. Te obrazki przemawiają do Ciebie i nie potrafisz przejść obojętnie obok tej książki. Styl grafik Kamudy mówi za siebie do naszej podświadomości - "niemożliwe, żeby tak fascynujące ilustracje ozdabiały złą książkę/treść". Faktem jest, że ogół specyficznej historii o przygodach Alicji zasługuje na tak zwariowane ilustracje, tym bardziej, jeśli osadzimy fabułę w horrorze. Jednak doznajemy tego nieodpartego wrażenia, że nie tego się spodziewaliśmy. 
   Ciekawostką jest gra komputerowa Alice: The Madness Returns z 2011 roku, w której większość motywów zgadza się z treścią opowieści Henry. Ta gra również opierała się na horrorze i to dosyć krwawym. Śmiem twierdzić, iż gra ta była w dużej mierze inspiracją do powstania tej powieści. Można to łatwo udowodnić:
- W grze pojawia się Alicja pozbawiona włosów i zamknięta w szpitalu psychiatrycznym - nasza powieść zaczyna się w szpitalu psychiatrycznym. 
- W grze Alicja nie ma złocistych włosów, jak w pierwowzorze Carrola, lecz ma długie ciemne włosy - podobnie w powieści.
- W grze Alicja wszędzie przemieszcza się z ostrym nożem, którym morduje wiele dziwnych stworzeń - w powieści Alicja także broni się nożem, wykorzystując go do mordu. Można by pewnie więcej wymienić takich podobieństw, lecz tyle chyba wystarczy. 
   Dodam jeszcze, że cała treść brzmi jakbyśmy czytali opowiadanie, bazujące na grze komputerowej. Główni bohaterowie, czyli Alicja i jej powieściowy partner Topornik przemierzają kolejne miejsca, w których muszą coś lub kogoś pokonać, by dostać się dalej do celu. Przypomina to przechodzenie kolejnych poziomów gry. Na każdym z tych poziomów czekają na nich kolejno Cheshire, Gąsienica, Mors i w końcu największy koszmar Alicji - Królik. Wspomniane postaci przypominają bossów, których trzeba pokonać na końcu każdego poziomu gry. Zauważmy jednak, że w dialogach pojawia się określenie "Boss" opisujące właśnie tych przeciwników. Jest jeszcze główny cel, który pojawia się po zabiciu wszystkich "bossów" - Dżaberłak! Główne zło, które wprowadza w amok Topornika, natomiast tylko Alicja może go pokonać. 
   Treść przypominająca opis gry zaczyna być dla nas przyswajalna i tylko czekamy na finał, by Alicja zemściła się na alfonsiarskim Króliku i rozprawiła się z Dżaberłakiem. To właśnie w spotkaniu z tą dwójką powinniśmy dostać krwawym mięchem w twarz i wręcz nie ogarnąć szaleństwa, jakie by ogarnęło Alicję. Niestety Szast-prast i po kłopocie. Alicja pozbywa się dwóch największych antagonistów szybciej niż poprzednich "bossów", spośród których tylko Cheshire okazuje się w porządku. Niedosyt, brak realizmu i rozczarowanie towarzyszy tym, którzy liczyli na ekstremalną rozwałkę. 
   Nie zrozummy się źle - to naprawdę dobra bajka dla dorosłych, ale wymagający albo będzie czuł niedosyt, albo zastanowi się, na co tyle czekał. Klimat też nie jest najgorszy, chociaż jest najgorszy: psychodeliczne wizje na bad tripie, brud, krew, rynsztok, prostytucja, seks oraz wynaturzenia, ale wszystko jako krótkie opisy sygnalizowane, nie dosłowne i bezpośrednie. Kraina Czarów zamieniona w Stare i Nowe Miasto - miejsca których bohaterowie chcą opuścić. Czeka nas jednak kolejna przygoda, ponieważ w przygotowaniu ponoć druga część. Czy tym razem poprzeczka się podniesie? 

Gatunek: Horror / Fantasy
Rok: 2020
Wydawnictwo: Wydawnictwo Vesper

niedziela, 1 listopada 2020

Bram Stoker - Dracula

 



   123 lata po pierwszym opublikowaniu "Draculi" - Hrabia Wampir wciąż jest najbardziej znanym diabolicznym stworzeniem na tym świecie. Wdarł się do popkultury i przeraża swą bladością, chytrością oraz pożądliwością kolejne pokolenia. Aby zrozumieć genezę utworu trzeba poczuć ducha i klimat ówczesnych czasów oraz mieć jakieś literaturoznawcze obycie w gatunku, a także znać troszkę historii średniowiecznej i mitologii słowiańskiej. Dzisiaj mamy to omówione w posłowiu samego utworu, lecz uważam, że nie zawadzi miłośnikom zbadać życiorys krwiożerczego hrabiego. 
   Utwór ten jak na tamte lata (1897) napisany został dosyć specyficznie, bo w formie pamiętnikowej / listowej, co tytułuje utwór, jako powieść epistolarną. Inspiracją do takiego prowadzenia historii były "Cierpienia Młodego Wertera" Goethego, których romantyczne piętno możemy odczuć w "Draculi". Stoker poza Werterowskim romantyzmem potrafi zbudować napięcie odpowiednie dla klimatu swojej opowieści. Niezależnie czy lubimy taką formę pisarstwa śledzimy relacje Johnathana Harkera przybyłego na wezwanie Draculi i w nich zagłębiamy się w gotyckie i pełne szkarłatu tło całej opowieści. Ponadto istotne szczegóły wampirzych zachowań przyprawiają o lekkie ciarki, a nawet poczucie niesamowitości, lecz są to bardzo krótkie ustępy. Trzeba przygotować się na dość archaiczny język i odnoszenie się do zapomnianych morałów, które dwudziestopierwszowieczny czytelnik zapewne skwituje śmiechem, ale określa to atmosferę czasów, w których się znajduję czytelnik, choć przywodzi na myśl jakby inny świat. A jest to świat zalewie sprzed dwóch wieków - mroczne słowiańskie Karpaty i klasyczny angielski Londyn. 
   "Dracula" jest podstawą historii o krwiożerczych nieumarłych bestiach, których istnienie Stoker przedstawił, jako przepełnione zgrozą, cierpieniem, krwawymi orgiami, samotnością, ale i nieludzkimi praktykami. Ówcześni krytycy uznali powieść za "obrzydliwą", ale obecny czytelnik chyba potrzebuje czegoś więcej, by uznać coś za "obrzydliwe". Niemniej każdy uzna "Draculę" za klasykę gatunku. Obrzydliwość tego dzieła ma zamykać się w wysysaniu krwi, odcinaniu głowy i przebijaniu osinowym kołkiem serca potencjalnego wampira lub jego ofiary przemienionej w wampira oraz erotyczna strona wampirzego uwodzenia, co było uważane za gorszące w tamtych czasach. Chociaż ten erotyczny aspekt był tam i tak bardzo subtelnie, jak nie znikomo ukazany. Dzisiaj niewiele z tego jest dla nas gorszącego, natomiast sceny pełne gotyku, groteski i szekspirowskich uniesień wzbudzają pewien niepokój. Stajemy się świadkami tajemnic osobliwego hrabiego, który staje się dla nas przerażający, gdy dowiemy się, iż posiada nieludzko wykształcone kły, jest blady jak płótno, pomarszczony jakby miał kilkaset lat, ale zaraz jest młody i przystojny, uwodzi młode kobiety siłą umysłu, chodzi po ścianach ze zwinnością jaszczurki i przyczepnością pająka, a do tego śpi w trumnie! 
   O "Draculi" jako utworze literackim oraz z jego genezą odwołującą się do wampirów istniejących w mitach, legendach i historii można napisać długą rozprawkę, ale o co właściwie chodzi w tej powieści? Napisanie jej w takiej formie nie jest łatwe, a żeby jeszcze każda postać miała swój styl i charakter, też trzeba poświęcić sporo uwagi. Dlatego każda relacja kolejnych bohaterów jest obiektywna, acz nie pozbawiona ładunków emocjonalnych i psychologicznych. Jak już pisałem główny przebieg relacjonuje Johnathan Harker. Prawnik zaproszony przez tytułowego hrabiego, opisuję dużą część żywota i znajomości z Draculą. Spotkanie obu panów odbywa się w sprawie londyńskiej posiadłości, której właścicielem ma być hrabia. Harker ma mu doradzić wszelkie działania związane z przejęciem posiadłości. Mamy więc niewinne spotkanie doradcze. Jako że hrabia majętny i posiadający ogromny zamek, zaprasza prawnika do siebie - normalna rzecz. Niestety zapiski Harkera robią się coraz dłuższe, a dziwnie wydłużony pobyt u hrabiego skutkuje odkryciem jego dziwacznej natury. Prawnik odczuwa dyskomfort podczas kolejnych miesięcy, siłą wymuszonych w gościnie u dziwnego gospodarza. W końcu odkrywa jego naturę, kłamliwe usposobienie i potworną aurę, jaką naokoło rozsiewa. Prawnik u schyłku życia ucieka z zamku jedynie dzięki nieobecności gospodarza. Relacje Harkera to najciekawsza i najbardziej wciągająca część powieści. Mimo długiej i trudnej treści wydaje się najwyrazistsza, a kolejne dni prawnika i hrabiego są coraz groźniejsze. 
   Później mamy bardziej męczącą część powieści, która sprowadza się do obyczaju i wspomnianej szekspirowsko-werterowskiej natury. Poznajemy kolejnych relacjonujących. Dr. Sewarda - właściciela domu dla obłąkanych, w którym jeden z pacjentów okazuje się wyznawcą prawdziwej formy hrabiego. Następni relacjonujący to Mina Murray (później Harker) - wybranka Johnathana - prawnika goszczącego u hrabiego oraz Lucy Westenra - przyjaciółka Miny. Początkowo dwie panie rozprawiają o swych uczuciach i relacjach z adoratorami, lecz z czasem jedna z nich zaczyna się dziwnie zachowywać i podupada na zdrowiu. Bledsza skóra kobiety i nietypowe objawy chorób każą wezwać kolejną postać - sławnego Van Hellsinga. Hellsing rozpoznaje obecność wampira i zatwierdza leczenie ofiary pod kątem takiej obecności - czosnek na szyi, krucyfiks i woda święcona w pokoju. Niestety obecność istoty piekielnej nie da się utrzymać w tajemnicy przed niedowiarkami. Śmierć kobiety i jej przeistoczenie udowadnia niedowierzającym młodzieńcom i Dr. Sewardowi istnienie zjawisk przeczących nauce. Po powrocie prawnika wszystko staje się jasne, gdy Van Hellsing odczytuje jego zapiski. Rozpoczyna się walka z siłami zła. By zgładzić wampira zespół złączonych ze sobą losem postaci, śledzi hrabiego do samego jego zamku. Tam dochodzi do finału, który może nas rozczarować, gdyż liczymy na jakiś spektakularny koniec. Niestety mroczna i dekadencka otoczka utworu daje nam śmierć jednego z bohaterów... ale czy aby na pewno? Tego nie jesteśmy w stanie stwierdzić po tzw "Przypisku" od Johnathana Harkera. 
   Posłowie Macieja Płazy przybliża nam ważną genezę utworu oraz jego inspiraria. To posłowie pochłaniamy na raz, o ile ktoś czyta dosłownie do końca i zapewne miłośnicy gatunku i literaturoznawcy znajdą tam dużo smaczków i ciekawostek do badań. W swoim odczuciu o powieści mogę dodać, że nie jest to tylko powieść grozy. To także powieść o miłości, poświęceniu, lojalności, cierpieniu, szaleństwu i samotności. To wszystko sprawia, że "Dracula" to nie pusty utwór pozbawiony charakteru, ale też nie jest pełen frazesów utwór pozbawiony atmosfery. 

Gatunek: Horror
Rok: 1897 / 2018
Wydawnictwo: Wydawnictwo Vesper

poniedziałek, 19 października 2020

Stephen King - Rok Wilkołaka

 



   King przyzwyczaił nas do ceglastych powieści, jakimi raczy nas ze swego warsztatu, dlatego ten tytuł jest dużym zaskoczeniem zapewne dla każdego fana. Specyfika "Roku Wilkołaka" jest na tyle osobliwa, e w stylu Kinga byłoby wdrążenie tego tytułu do zbioru opowiadań. Jest to chyba najkrótsza powieść / opowiadanie ze wszystkich w dorobku Kinga. Wielu może być rozczarowanych, ale wydaje mi się, że znajdą się także tacy, którym taka innowacja się spodoba. Myślę, że mógłbym siebie zaliczyć do tej drugiej grupy. Chociaż nie była to zbyt wymagająca nowelka i czegoś jej brakowało, to czytało się znakomicie i szybko. Jedna noc lub parę godzin wystarczy, by przeczytać tę powiastkę. Ciekawie została zbudowana cała opowieść, gdzie każdy rozdział to kolejny miesiąc i to bardziej nadaje charakter tytułowi. Czytanie uprzyjemniają nam sugestywne ilustracje Berniego Wrightsona, utrzymujące nasze wyobrażenia grozy opowiadania w klimacie noir. 
   Z początku różne historyjki z różnymi bohaterami, łączy jedynie wątek pojawiającego się znikąd wilka. Niektórzy w miasteczku Tracker's Mills uważają, że mają do czynienia z wilkołakiem. Miesiąc po miesiącu giną kolejni mieszkańcy i tylko niepełnosprawnemu Marty'emu udaje się przetrwać spotkanie z ogromnym wilkołakiem. W połowie roku incydent z dzieciakiem na wózku inwalidzkim daje ludziom pewność, że w miasteczku grasuje bestia rodem z horrorów. Halloweenowa impreza daje Marty'emu możliwość rozpoznania kto jest nękającym miasteczko wilkołakiem. Z kolei na sylwestrowej imprezie przeczucia Marty'ego dodają mu odwagi, by zabić zwabionego wilkołaka. Śmierć bestii przynosi jej odmianę do formy ludzkiej, a mieszkańcy doznają szoku, gdy dociera do nich, że potworem bestialsko wybijającym kolejnych mieszkańców był lokalny ksiądz. 
   Stephen King mimo tej krótkiej formy, po raz kolejny odniósł się do swych ulubionych motywów - małe miasteczko w Maine, straszna istota grasująca po miasteczku (tu z ukłonem w stronę klasycznej lykantropii) i protagonista, będący skrzywdzonym przez los dzieciakiem. Do tego autor pikantnie podsumowuje rozdziały krwawymi i brutalnymi wątkami, dzięki czemu wiemy, że mamy do czynienia z horrorem. Myślę, że ktoś, komu niekoniecznie chciałoby się czytać cegły Kinga, może sobie pozwolić na to opowiadanie. Swoboda płynąca z jej czytania skutkuje prędkim zadowoleniem z zaliczenia lektury ikony popkultury do przeczytanych. 

Gatunek: Horror
Rok: 1983 / 2019
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka / Wydawnictwo Albatros

czwartek, 15 października 2020

Ed & Lorraine Warren / Richard David Chase - Nawiedzenia: Historie Prawdziwe

 



   Ta książka jest chyba jednym z największych rozczarowań 2019 roku. Wydaje mi się, że każdy spodziewał się czegoś innego. Sam się spodziewałem szczegółowych opisów spraw związanych ze spotykaniem duchów, szczegółów z pracy w terenie, relacji z pracy z ludźmi nachodzonymi przez duchy i osobistych przeżyć oraz odczuć Warrenów. Być może to zbyt intymna ingerencja w życie dwójki kultowych dziś badaczy zjawisk paranormalnych i być może te szczegóły są obecnie utajnione, ale to, co dostaliśmy, równie dobrze mogłoby dziecko czytać, gdyby nie sporadyczne wulgaryzmy nieodłączne w sytuacjach. 
   Obecne millenium poznało Warrenów dzięki serii filmów Jamesa Wana "Obecność". Film ten zyskał popularność od 2013 roku i dla jednych był bardzo dobry, a dla drugich przeciętny i był dobrą komedią. Dla mnie film był straszniejszy i dużo lepszy niż ta książka. Jeśli chodzi o książki z serii Warrenów, ta pozycja miała skupić się na temacie duchów. Nie wiem, czy ta książka została napisana częściowo przez Warrenów, czy chociaż nadzorowali jej powstanie, ale lepsze rzeczy opisują gazety katolickie. Nie sugeruję, że nic w tej książce nie jest straszne, ale czegoś tu brak i straszne może być dla kogoś samo przebrnięcie przez lekturę. 
   Ten tytuł oferuje nam krótkie omówienie sprawy Cmentarza Union, gdzie Warrenowie często badali przypadki nawiedzeń i nagrywali duchy na wszelkie rejestratory. Ta część jest bardzo krótka, natomiast druga część to fragmenty listów do Warrenów, w których ludzie pisali o swych spotkaniach z duchami. Co ciekawe przebieg tych historii nie był łatwy do przewidzenia, stąd być może nie były to historie wyssane z palca. Niemniej historie te brzmiały jak historyjki - ciekawostki, niczym opowieści wujka na ognisku po 22:00. To takie lekko szokujące historyjki, których znajomością można się pochwalić na spotkaniach towarzyskich późnym wieczorem. Prawdopodobnie te historyjki nic nie wnoszą. 
   Wbrew temu i czytało się tę książkę znakomicie. Lekka, niewymagająca i pisana prostym językiem. Brak tego naukowego i specjalistycznego tonu może mnie rozczarował, jednak od czasu do czasu warto sobie poczytać takie błahostki dla rozluźnienia. Usiąść wygodnie z jakąś przegryzką i zatopić się na jedną noc w historiach przykładowo o Białej Damie, dziadku zmieniającym się w potwora, przystojnym psychopacie odbywającym stosunek z owrzodziałą babcią i o tym, co fachowo nazywają (jeden z nielicznych fachowych terminów pojawiających się w książce) prekognicją. Nic Cię nie nawiedzi, nie wystraszysz się, kilka razy wytrzeszczysz oczy, ale książka ta wyszła tylko dla czystej rozrywki. 

Gatunek: Reportaż
Rok: 2014 / 2019
Wydawnictwo: Replika

wtorek, 13 października 2020

Georges Perec - Człowiek, który Śpi

 



   Dawno nie czytałem tak dobrej prozy! Mój zachwyt był ożywiony jeszcze zanim tłumaczka uświadomiła mi, że forma, w jakiej pisze Perec jest formą fałszerstwa, zlepkiem hiperrzeczywistości skolidowanych ze sobą, przepisanych i przerobionych na własny użytek. Mowa o wersach przepisanych z Kafki, Joyce'a, Camusa, czy choćby tak wyczuwalnego w tym dziele Prousta. Struktura tych wersów była zbudowana ze słów, które Perec wplótł między zdania napisane przez powyższych autorów (było ich o wiele więcej - Ci to tylko przykłady). Cały tekst natomiast to autobiograficzny utwór pisany w drugiej osobie liczby pojedynczej, dzięki czemu uzyskujemy efekt, w którym to narrator opisuje nasze życie. Każdy czytelnik może się wczuć w narrację o wędrówce, dosłownej wegetacji, bez większego celu w życiu. 
   "Człowiek, który Śpi" to literatura piękna, wybitna, wysokiej klasy fikcja literacka, która, choć powstała niczym list porywacza z wyciętych fraz, jest jak indywidualny twór pełen oryginalności i wyszukanej treści. To dzieło, które nie jest ani historią, ani opowiadaniem, tylko raczej prozaiczną relacją. Jest wypełnione melancholią, samotnością, obojętnością, nihilizmem i szarością dnia codziennego. Zawsze czytelnikowi będzie towarzyszyć bezwład i niepokój, a prości czytelnicy łapiący tylko za popularną i niewymagającą literaturę uznają utwór za grafomanię. A trzeba pochwalić styl oulipijski, którym autor operuje, za możliwość ułożenia tak spójnej prozaiki, ożywiającej tak skrajne emocje. 
   Ta krótka lektura w swej złożoności zawiera jakąś filozofię. Skłania do myślenia i co ciekawe nie pozwala się szybko przeczytać. Powtarzamy czytanie kolejnych akapitów, tak jakbyśmy chcieli się nauczyć ich na pamięć i komuś nimi zaimponować. Osobiście byłem pod wrażeniem jak pięknie można pisać o wcale nie pięknych rzeczach. 
   W końcu omówmy, o kim piszę Georges Perec w swojej trzeciej powieści, pisząc o sobie i przechodząc tym samym z czytelnikiem "na ty". Autor jako narrator opisuje Twoje życie. Prawdopodobnie studenta w wieku 25 lat, cierpiącego na depresję. Wszystkie automatyczne czynności i przyrośnięte bezczynności to efekt depresyjnych stanów. Pierwotny automatyzm czynności przechodzi do stagnacyjnej chęci obserwacji. Następnym etapem jest stopniowe układanie sobie planów i nawyków, by końcem końców uświadomić sobie, że należysz do pewnego nieodwracalnego systemu, który nie może pozostać w hibernacji. 
   Perec doskonale wykorzystuje swój pisarski warsztat i alegoryczne funkcje operowania nim. Trzeba też dodać, że książka jest pozbawiona dialogów i jest ciągiem obrazów bez chronologii, zawieszonych w czasie i przestrzeni. Stąd prawdopodobnie w konsekwencji musiano nakręcić film na podstawie tego utworu. Istnieje również jeden bohater - "Ty" - a czytelnik porusza się jedynie po "Twej" psychice i "Twych" miejscach, odwiedzanych przez "Ciebie", będących zresztą zawsze tymi samymi miejscami. 
   

Kadr z filmu "Człowiek, który Śpi" (1974)


   Nie da się wprost napisać, czym jest ta książka, tak samo, jak nie da się jej po prostu przeczytać, trzeba ją doświadczyć. Tylko tak można ją mieć za sobą. Chociaż gwarantuje, że zostanie Ci w pamięci na zawsze, będziesz do niej wracać często i będziesz się zastanawiać czy na pewno to nie było o Tobie!

Gatunek: Proza / Literatura Piękna
Rok: 1967 / 2003
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

niedziela, 11 października 2020

PRAWDZIWE OBLICZE BAŚNI DISNEYA #6: Serena Valentino - Wiedźma. Prawdziwa Historia Złej Królowej

 



   Seria "Disney Villians" w 2014 roku rozpoczęła nowy etap w świecie uniwersum Disneya i trend opowieści znanych bajek z innej perspektywy. Popkulturowe odczuwanie sympatii do złoczyńców w konsekwencji musiało fanów pociągnąć do chęci poznania zdań poszkodowanych "złoli". Trend rozpoczął film "Czarownica", kultowy dziś obraz z Angeliną Jolie w roli głównej. Następnie wykorzystano ogromne poletko marketingowe i tym samym wybadano gadżeciarski stosunek fanów Disneya, ale też zauważono, że bajki zawsze były kojarzone z książkami. Idąc za ciosem, Serena Valentino stała się autorką nowych spojrzeń na znane nam baśnie Disneya. 
   Z początku tylko trzy części serii z pomysłowymi okładkami połowy twarzy głównych bohaterów zasiliły rynek gadżeciarski Disneyowskiego uniwersum. Dziś w serii jest ponad 7 tomów i każdy przypisany innej bajce i innemu złoczyńcy. W serii zadebiutowały dwa tytuły autorki - "Bestia. Prawdziwa Historia Księcia" oraz "Wiedźma. Prawdziwa Historia Złej Królowej". 
   Dziś zajmę się tym drugim tytułem. Historia odnosi się do bajki o Królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach. W książce poznajemy znaną wszystkim historię z perspektywy Złej Królowej. Historia zaczyna się w momencie zaślubin Króla i nowej Królowej, będącej macochą Śnieżki. Królową poznajemy jeszcze jako niewinną i kochającą osobę, która jest dobra i otacza tym dobrem wszystkich obywateli królestwa. Królowa ma za sobą ciężkie patologiczne życie, o którym chyba nikomu nie opowiadała. Dwórka Verona to jedyna powierniczka tajemnic Królowej, lecz i jej nie opowiada ona złych przejść z ojcem, które wspomina w retrospekcjach. To wówczas nie złamało Królowej i była w stanie trwać w usposobieniu osoby kochanej i kochającej. Trudno sobie wyobrazić bohaterkę w życzliwych stosunkach z rodziną i podwładnymi, lecz nam dane jest ją taką poznać. 
    Wszystko zaczyna się psuć, gdy wieści o Królu mówią o jego śmierci na polu bitwy. Śmierć męża i ojca Śnieżki sprawiają, że Królowa wpada w depresję. Odsuwa od siebie swoją pasierbicę, zamyka się w komnatach i nie raczy wyściubić nosa pogrążona w rozpaczy i stopniowo odmieniana przez swój ukryty egoizm i próżność co napędza prześladujące ją lustro, otrzymane w prezencie od męża. W odwrotności do Królowej postawa Śnieżki zmienia się za to na życzliwszą niż zwykle. Młoda dziewczyna jest wciąż silna, kochająca i życzliwa, nawet kiedy macocha zarzuca jej stare łachy i wysyła na ciężkie roboty porządkowe na rzecz zamku. Co do lustra, w którym mieszka straszny ojciec Królowej, nie daje się ono usunąć z zamku nawet na rozkaz Króla. Magiczne lustro jak się okazuję, nie jest prezentem od Króla, a od jego kuzynek czarownic. Te od samego początku ujawniają prawdziwe "ja" i poznajemy ich ingerencję w życie Królowej jeszcze sprzed poznania Króla. Wychodzą na jaw intrygi kuzynek i ich sugestywne sygnały traktowania Śnieżki. Poznajemy właściwą drogę, po której Zła Królowa stąpała aby stać się Złą Królową. Dowiadujemy się skąd jej fascynacja czarną magią, aż w końcu witamy Złą Królową odmienioną, złego charakteru, zazdrości, zawiści i chęci zemsty, chociaż zemsty nie na tych, którzy dopuścili śmierci jej ukochanego, a zemsty na najbliższych. 
   Resztę historii znamy z bajki i choć koniec jest lekko nieokreślony, uważam, że sama baśń jest napisana bardzo przystępnie i nikt nie będzie mieć problemów ze zrozumieniem. Książkę czyta się bardzo szybko i można ją zakończyć w jedną noc. Takie alternatywne spojrzenia to świetna zabawa dla wyobraźni, a historie Valentino pozwalają nam jeszcze bardziej zżyć się z antagonistą, a co najciekawsze zrozumieć ich chore wybory, a nawet współczuć. 

Gatunek: Baśń, Bajka, Fantasy
Rok: 2014
Wydawnictwo: Dream Books

niedziela, 4 października 2020

Emilia Kiereś - Przepowiednia

 



   To moje pierwsze spotkanie z prozą pani Emilii i przy pierwszym wrażeniu starałem się odebrać tę opowieść swym wewnętrznym dzieckiem. To właśnie do dzieci 10+ jest kierowana ta książka, a ja standardowo pokusiłbym się, by czytać ją młodszym. Moje wewnętrzne dziecko odebrało tę historię trochę sceptycznie. Z początku zapowiadało się ciekawie - cyganie, wieszczki losu i cygańskie dziecko pozostawione w lesie. Następnie samotne rodzeństwo - Adam, garncarz, utrzymujący dom i zajmujący się swoją niewidomą siostrą Klarą. Wtem pojawia się Zyta - pomocnica domowa z czasów, gdy żyli jeszcze rodzice dzieciaków. Tu pojawiają się problemy z tą opowieścią, bo Zyta nic do niej nie wnosi - jest tylko jakąś drugoplanową antagonistką, która nie lubi dzieciaków i narzuca im się swoją osobą. Oczywiście to perypetie rodzeństwa są tu głównym wątkiem i zastanawiam się, czy ten wątek jest dla dziecka dostatecznie interesująco przedstawiony. Właściwie nie muszę się zastanawiać i mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że dla dziecka będzie to idealna lektura do poduchy. 
   Osobiście nie usnąłem przy tej lekturze i nie jest ona zła, lecz pozbawiona pewnej akcji, pewnego wow, które by wprawiło dziecko w osłupienie. Ta lektura jest lekka, stonowana, lecz ma w sobie jakiś baśniowy wydźwięk. Z początku też wyczuwamy nieokreślony element grozy czający się w opisach niekomfortowych sytuacji przytrafiających się bohaterom. Nie jest to jednak czysta groza, a bardziej niepokój. Najpiękniejsze co możemy przeczytać w tej lekturze to opisy przyrody. Świetnie odwzorowują faktyczne zachowania przyrody i mogę się założyć, że te poetycko piękne opisy są atutem autorki w jej opowieściach. Historia mocno kochającego się rodzeństwa jest przepełniona tajemniczą przepowiednią Sułbotar - wieszczek losu, które zawsze przepowiadają los nowo narodzonych cyganiątek. Bardzo łatwo się domyślić, że jedno z głównych bohaterów spośród rodzeństwa będzie porzuconym cygańskim dzieckiem. W pewnym momencie rodzeństwo będzie gorączkowo poszukiwać się nawzajem. Poszukiwaniom towarzyszyć będzie magia w postaci utraconego cienia oraz odbicia w lustrze później rozbitym. To odbicie będzie mieć znaczenie w poszukiwaniach, ale nie będzie nam dane dowiedzieć się, co z tym odbiciem stanie się dalej. 
   Zakończone sukcesem poszukiwania staną się zrozumieniem przepowiedni z pięknym morałem i sielankowym happy endem. W tej historii pojawią się wartości takie jak miłość, wolność, odpowiedzialność i oddanie. Możesz tą baśnią ukołysać dziecko do snu lub jeśli lubisz literaturę dziecięcą, uprzyjemnisz sobie tą lekturą nudny jesienny dzień. Książkę czyta się swobodnie i powoli, jednak nie będzie Ci to przeszkadzać - zapewniam!

Gatunek: Literatura Dziecięca / Fantasy / Baśń
Rok: 2020
Wydawnictwo: Akapit Press

czwartek, 24 września 2020

Larissa Zageris, Kitty Curran - Keanu Reeves. W Roli Głównej

 



   Bardzo lubię biografie, szczególnie osób, które podziwiam, lub które mnie inspirują. Problem pojawia się, wtedy kiedy ktoś zamiast poważnej biografii, daje nam coś w stylu "specjalnego wydania Bravo". Zdecydowanie ta książeczka jest czymś takim. To dziełko dwóch pań, które postanowiły z humorem pokazać światu, jak piszczą z zachwytu na widok nieśmiertelnego Keanu Reeves'a. Jeśli chodzi o samego bohatera, zgadzam się z autorkami, że jest boski... Gdy piszę "Boski", mam na myśli dobro bijące z jego wizerunku. Natomiast jeśli chcę napisać biografię osoby, która dba o swoją prywatność bardziej niż jakikolwiek celebryta, to piszę rzetelną i poważną biografię. Oczywiście nie na tyle poważną, by była nudna, bo humor to ważna rzecz, jeśli chodzi o przedstawienie Keanu, bo sam Keanu charakteryzuje się niebanalnym i ostrym humorem. Wyciągam więc kijek, ale nie robię z tego infantylnego pisemka dla młodzieży, która jest oślepiona fleszami i weźmie wszystko, co kojarzone z masową popkulturą. Niestety wielkie marginesy, quiz i zabawa w nieudolnego scenarzystę nie umila w ogóle czytania tego "pisemka". Szczęście, że w ogóle czyta się je ekspresowo. Uważam jednak, że informacje o Keanu (te, które są ciekawe i inspirujące) zawarte tu znajdzie każdy internauta po głębszym reaserchu. Pozycja sama w sobie nie jest zła i jest dobra na zabicie nudy, jednak to, w jaki sposób ta niby biografia została złożona, nie przemówi do wszystkich. 
   W moim mniemaniu publikacja dzieli się dwojako:
1. Właściwa biografia
2. Infantylne fantazjowanie na temat bohatera, jako zapychacz czasu, przypominający kiedyś modne fanziny, lub wspomniane czasopismo "Bravo". 
Szata graficzna jest prosta i skromna jak życie Keanu, więc adekwatna. Fakty i mity prezentujące życiorys Reeves'a ciekawe, zaskakujące i przywołujące od czasu do czasu uśmiech na twarzy czytelnika, a właściwie fanów aktora. W narracji bardzo łatwo można wyczuć ten kobiecy akcent w fantazjowaniu, spekulującym nad pocałunkami składanymi przez aktora. Wysyłają też lekkie komunikaty "ach, Keanu ależ byśmy chciały, chociaż musnąć twe usta". Larissa i Curran pochylają się także nad analizą męskiego wzorca często wpajanego przez kino i jest w nim dużo racji, lecz wyczuwam brak całkowitej przychylności, gdy analiza nie może zaoponować hetero czy homoseksualnego wzorca. W końcu przychodzi analiza memetycznego żywotu Keanu, tak nieodłącznego w dzisiejszej komunikacji wirtualnej, poprawiającej humor i ironizującej faktyczne sytuacje wyłapywanych reakcji. W tej analizie także można wyczytać ciekawe teorie i choć dla niektórych mogłoby to też wydawać się niepotrzebne, dla mnie właśnie jest odpowiednim wtrąceniem humoru i jego wybadaniem. 
   Suma summarum książka może okazać się ciekawym źródłem dla nastolatków, chcących poznać legendę wybrańca - nastolatków, a w szczególności nastolatek. Sam Keanu za to, mając tę publikację w ręku spuentowałby ją swym życzliwym uśmiechem i wysłaniem autorkom zdjęcia posyłanego przez siebie całusa. 

Gatunek: Biografia
Rok: 2020
Wydawnictwo: Wydawnictwo Znak



niedziela, 20 września 2020

Platon - Państwo



    O tym, że ta pozycja jest podstawą do zaznajomienia się z filozofią, nie trzeba wspominać. Tak samo, jak to, że jest to jedno z głównych dzieł Platona. Autor znany z dialogowej formy swych nauk czyni je przez tę formę, być może, bardziej przystępnymi. Wprawdzie ceglasta postać tej książki pochłania na długo, ale o dziwo czytanie idzie sprawnie. Być może jest to równie zasługa przekładu Władysława Witwickiego, który świetnie współgra z dialogami przy objaśnieniach. Te objaśnienia w większości spore, pomagają wiele w zrozumieniu tekstu, a często poetycki ton uprzyjemnia czytanie. Tłumacz rozpoczynający wstępem nasze 'wejście' do "Państwa" objaśnia nam na starcie stosowane przez Platona zabiegi użyte w tekście. A że to sobie żartuje, że poetyzuje, że maluje, liczy, choć matematykiem nie jest. Wielu z nas nie załapie żartów Platona, a raczej Sokratesa... no b, tłumacz objaśnia nam, że Platon swoje myśli wkłada w usta Sokratesa i jego rozmówców: Glaukona, Adejmanta, Trazymacha i innych. Nie tak łatwo nam przychodzi poczucie, że wypowiedzi Sokratesa to tylko reprezentacja myśli Platona. Czego miał bać się filozof, że tak zuchwale wciskał słowa w usta swego nauczyciela? A może tu nie o strach chodziło? Ciekawy to zabieg, jak na tamte czasy i czy cytowanie "Państwa" będzie cytowaniem Platona, czy jednak Sokratesa? Zawierzmy więc Witwickiemu i uznajmy, że cały czas w dialogach słyszymy Platona. To by też tłumaczyło postawę reszty rozmówców, którzy przytakują powtarzającymi się "Tak jest", "Ze wszech miar", "Na Dzeusa, Sokratesie, tak" i tym podobne. Ci przytakujący wydają się nie rozgarnięci, jak gdyby nie mieli własnego zdania i byli pobłażliwi w stosunku do platonizującego Sokratesa, który zresztą liczy na aprobatę i ledwo dopuszcza towarzyszy do głosu. Gdy to robi i zdarza się samodzielne zdanie, przyjmujemy tę ideę, w której to tylko słowa włożone przez Platona. Taka gierka być może jest tym niezrozumiałym żartem filozofa. 
   W końcu omówmy pokrótce, o czym jest "Państwo". Jak sama nazwa wskazuje, Platon opisuje tu swoją wizję państwa idealnego. To państwo, które nigdy nie istniało i nigdy nie zaistnieje. Państwo, które istnieje jedynie w głowie Platona. Potocznie takie państwo nazywamy utopią. Niestety przez niektóre założenia tego państwa idealnego słowo "utopia" jest kojarzone z komunizmem i socjalizmem. A więc to Platon był ojcem tych nurtów? Platon już zakładał ich istnienie, zanim powstały na to nazwy? Takie pytania można wysnuć po tej lekturze, jednak osobiście słowo "utopia" wyłączyłbym ze słownika komuno-socjalistycznego i zostawił je dla poetów i artystów, tworzących w swych głowach podobnie jak Platon, takie państwa (kraje, krainy), lecz bardziej wzniosłe, baśniowe i często pozbawione polityki. A to właśnie jest rzecz ważna w państwie i bez której (jak się okazuje) państwo funkcjonować nie może - polityka! Platońska wizja polityki jest nie tak straszna i zrozumiała. Platon tłumaczy, na czym polega polityka, a właściwie rządy. Wiele wspólnego mają rządy i sprawiedliwość, o czym debatują długo platoński Sokrates i jego towarzysze - tu posiadający zdanie o realiach, które (wg Witwickiego i naszej obecnej wiedzy) są, lecz być nie powinny. Ukazuję się nam niezmienny od wieków obraz rządzących, będących elitą arystokratów, zajmujących się tylko swoim interesem i wpajających ludziom niby prawa, których łamanie skazuje ich na wiele cierpień. Znajome nam do dziś i przykre, że wciąż utrzymuję się w naszej podświadomości.
   Omawianie ustrojów politycznych w "Państwie" to jedno, drugie to ich ewolucja, która ciekawie obrazuje przemianę z królestwa do najmroczniejszej formy, jaka martwi Platona, czyli totalitaryzm / dyktatura. Ponadto idealne państwo musi mieć rozrywkę. Być może u Platona rozrywka jest zamieniona innym słowem, ale ten aspekt jest już mocno krytykowany. Według Platona pisarze, poeci, malarze, muzycy, aktorzy, słowem artyści to osoby, którym nie można wierzyć, gdyż nie powołują się na naukę, a do tego na niczym się nie znają, szerząc fałsz poprzez naśladownictwo. Mało tego. W społeczeństwie państwa artyści stawiani są w rzędzie wolnych zawodów, jako do niczego niepotrzebni. Na przestrzeni wieków możemy na wielu przykładach pokazać, jak bardzo filozof się mylił. Nie ma co sięgać po pretensjonalny ton, bo Platon sam sobie strzela w kolana, gdy z jednej strony beszta artystów z poetami na czele, z drugiej strony ich wychwala, chcąc im dorównać. Nie wiem, czy to ma być hipokryzja, czy zwykłe tłumaczenie się, ale w tym wątku nie ma co brać Platona na serio. W rozległych rozważaniach pojawiają się także inne tematy jak gimnastyka, duchowość, zepsucie u młodzieży, homoseksualizm i stosunek mężczyzn do płci przeciwnej. Jest też jedna koncepcja poruszana w "Państwie" i badana często do dziś. Mowa o alegorii jaskini. Moim zdaniem najciekawszy element tej "cegły". Mówi on o społeczności zniewolonej w podziemiach. Ta społeczność pozbawiona wielu bodźców widzi tylko to, na co jej pozwolą. Widzą także rzeczy odbijające się w ścianach jaskiń. Cienie tego, co na zewnątrz. Zniewolony od urodzenia umysł myśli, że cienie na ścianach są normą. Wyjście na powierzchnie wiąże się z poznaniem prawdy i oślepieniem przez światło. Brutalna prawda skrywa wiele, lecz tylko nieliczni zrozumieją, że byli okłamywani. Powrót do reszty i próba oświecenia ich i wyjawienia kłamstwa, będzie się wiązała z brakiem wiary w to, co mówi już oświecony. Alegoria ma za zadanie ukazać fałsz i iluzję jaką karmi nas świat. 
   "Państwo" jest zbiorem ważnych tematów, które późniejsi filozofowie będą komplikować, a większość tego co pisał Platon zostanie w świadomości zbiorowej. Wiele zjawisk na świecie do zrozumienia wymaga poczytania tej lektury. Lekko nie będzie, ale od nas zależy czy będziemy rządzić czy będziemy rządzeni. 

Gatunek: Filozofia
Rok: 380 p.n.e / 2020
Wydawnictwo: Visavis Etiuda

 

poniedziałek, 7 września 2020

Ida Pierelotkin - Tajemne Życie Magów

 



   Z powieściami z magią w tle zawsze sympatyzuje chyba każdy miłośnik fantasy. Szczególnie najmłodszy czytelnik. Można by założyć, że jest to najodpowiedniejszy gatunek dla młodego czytelnika, by ten rozpoczął swoją drogę z czytaniem książek. Kolejna, jedenasta już powieść Idy Pierelotkin czyta się bardzo przyjemnie i jest prostą historią o trzech czarodziejach. Prostą jak na czarodziejskie realia w mugolskim świecie. Na tle gatunkowych klasyków nie jest to być może epicki utwór, który zapadnie dzieciakom w pamięć, ale jest zabawny i czego nie da się nie zauważyć - pouczający. Tak jak wyżej sugeruje, jest to pozycja, z którą śmiało, można rozpocząć przygodę czytającą swojego dziecka. W tej powieści jedynie razi zastosowana stereotypia, którą zapewne widzi dorosły, ale mam nadzieję, że młodsi nie zwracają na to uwagi i co bardziej rozgarnięci nie zakodują sobie tych stereotypów. Mowa o stereotypach pracującego mężczyzny, kobiety, jako kury domowej, najważniejszym atrybucie istnienia, jakim jest pieniądz itp. Tym samym nie wiem, czy nie byłoby łatwiej przyjąć stereotypów czarodziejskich niż ludzkich. 
   Stereotypy te pojawiają się jako tło do trzeba przyznać, ciekawej i oryginalnej sytuacji zaistniałej w historii. Cała rzecz dzieje się w ogóle w warszawskich łazienkach. Mamy zatem do czynienia z polskimi czarodziejami, o tajemniczych obliczach. Trójka czarodziejów spotyka się na ławce warszawskiego parku. Cała trójka dotknięta tym samym problemem - zostali wyrzuceni z pracy! W dalszej części poznajemy więc historię trzech czarodziejów, którą sami opowiadają i są to ich perypetie związane z poszukiwaniami pracy, będąc czarodziejami. No bo kto w dzisiejszych czasach potrzebuje czarodziejów? I właśnie tyle, by opisać tą książkę. Reszta może być spoilerem, a trzeba przeczytać samemu, by stwierdzić czy książka zabawia nas i czy sympatyzujemy z jej bohaterami. Ta opowieść nie jest wymagająca, chociaż warto mieć pod ręką słownik, gdyż bohaterowie mają tendencję do rzucania archaizmami bądź trudniejszymi słówkami. To nie powinno dziecka odrzucać, a raczej powinno zainteresować językiem. To normalne, że dystyngowani czarodzieje, po uczelniach magicznych niczym Hogwart, zarzucą od czasu do czasu trudniejszym słowem. 
   Książka posiada także zabawną puentę, czyniącą z bohaterów lekkoduchów, ale prowadząca do happy endu. Cała historia zdaje nam się bajką na dobranoc, po której zakończeniu całujemy pociechę w czoło i zostawiamy ją z przemyśleniem stereotypowych zachowań lub wykorzystania tego, co się ma i robieniem tego, co chcę się robić - wybór należy do malucha. Czarodziejskich snów!

Gatunek: Fantasy / Literatura Dziecięca
Rok: 2020
Wydawnictwo: Akapit Press

sobota, 22 sierpnia 2020

Victoria Nelson - Sekretne Życie Lalek

 



   Wbrew tytułowi ten esej nie traktuje o lalkach, takich, jakie znamy z dzieciństwa. Nie jest to też rozeznanie o rodzajach lalek, w stylu "od pacynki, do manekina". To wyczerpująca analiza fikcyjnego świata, jaki nas fascynuje od zarania dziejów i jak udowadnia nam autorka, którego jesteśmy częścią świadomie, bądź nieświadomie. W tym eseju nacierają na siebie niczym chmury podczas burzy filozofia, psychologia i mitologia w dobytku literaturowego zlepku. Trudno jednym zdaniem wytłumaczyć, o czym jest ta publikacja, ale uważam, że literaturoznawcy i pasjonaci sztuki znajdą w niej coś dla siebie. Tytułowa lalka natomiast wydaje mi się być tutaj metaforą marionetkowości człowieka, jako istoty wiecznie kontrolowanej oraz sztuczności, którą autorka ukazuje z każdą analizą. Mowa o analizach tekstów najznamienitszych pisarzy fantastów i ekspertów od opisywania fikcji. Autorka powołuje się m.in. na Lovecrafta, Brunona Schulza, Kafkę, Umberto Eco, Poe, Phillipa K. Dicka, Lema i wielu innych. W swoich rozważaniach autorka nie pochyla się tylko nad literaturą, a raczej nad całą popkulturą i sztuką, gdzie sztukę dzieli na wysoką i popularną. Jest też także dużo odniesień do filmów science fiction. Jednak cały tekst rozpoczynamy od przemyśleń filozoficznych, których głównym bohaterem staje się Platon. 
    Początek czytania jest nieoczywisty (wciąż nie wiemy, o czym czytamy), ale z każdą stroną wczuwamy się w klimat, w jaki wprowadza nas autorka. Od groteski do odkrycia udawanego życia, poznajemy to, co nazywane jest symulakrum. Analizując Platona, poznajemy starożytną kanwę fikcyjnego świata i przeznaczenie jaskiń - imitacji domu / schronienia / naturalnego wywiewu - skąd wyszedł człowiek. Stopniowo poznajemy niewiele różniące się od siebie zależności między bogiem i człowiekiem, a przy cytatach i omawianiu Dicka zastanawiamy się, czy to my jesteśmy bogami, czy bogowie są nami? Dalej czytamy o homunkulusach, różnego rodzaju metamorfizmach i innych stworzeniach humanoidalnych gnieżdżących się w naszej wyobraźni, a dzięki masowym przekazom, w naszej podświadomości. Lalki pojawiają się jako część imitacji nas samych z przypomnieniem, że pierwotnie były świętymi wizerunkami, następnie aktorskimi narzędziami w teatrzyku, a obecnie uatrakcyjnionym modelem seksualizującym nasz wzór myślenia. Ich potencjał rósł z każdym wyobrażeniem. Stąd istotnym staje się pojawienie robotów, cyborgów i androidów będących następcami ludzkości. Te wszystkie symulakra przez cały czas otoczone są grozą, towarzyszącą, nawet gdy mowa o fikcyjnych światach transcendencji, metafizyki i rzeczywistości wirtualnej. 
    Wreszcie analiza dociera do czasów bardziej współczesnych nastawionych na postęp cybernetyczny, a na tapet wchodzą wszystkie filmy ukazujące światy alternatywne lub dystopijne wizje żyć udawanych prezentowanych w formie symulacji. Tak przykładem staje się też gra The Sims, a kultowe anime Ghost in the Shell i filmy Matrix bądź Truman Show są przykładami zajrzenia za kurtynę. "Sekretne Życie Lalek" to lekko sugestywny esej o naszym życiu. To my jesteśmy lalkami w rękach obdarzonych magiczną bądź cybernetyczną mocą złych lalek, których jesteśmy protezą. Pytanie, czy mamy to brać na wiarę, czy ta pozycja została napisana w pseudonaukowym tonie? A może mamy to odebrać tylko jako pomoc naukową dla studentów badających literaturę? 
   Wielbiciele teorii symulacji będą mieć ciekawą lekturę do przejrzenia, ponieważ pozycja ta jest bardzo dopracowana. Język publikacji jest mocno naukowy, a niektóre przestarzałe terminy są ciekawie stylistycznym wtrąceniem odbieranym za manierę autorki. Książkę należy przeczytać kilka razy, jeśli interesuje nas temat. Jest w niej za dużo nawiązań, by wszystkie spamiętać. Racjonalnym sposobem byłoby też usiąść do analizy tekstów z tekstami, pojawiającymi się w treści - też utrwali czytane rozdziały. Przeznaczenie tego eseju jest istotne z punktu widzenia kulturowego, lecz zgłębienie tematów może sprowadzić czytelnika na zupełnie inną rzeczywistość. Książka ta po załapaniu sprowadzi na trop przykładów, które śmiało można by dopisać do panoptykonu prezentowanych symulakrów i dla tego odkrycia warto przeczytać ten esej... o ile sztuka wysoka, nie jest Ci obca!

Gatunek: Esej / Publicystyka
Rok: 2009
Wydawnictwo: Universitas