środa, 26 maja 2021

Bartłomiej Fitas - Umarli nie wracają

 



   Powieściowe spotkanie z autorem chciałem rozpocząć od głośnej "Potępionej". Jednak kilka sytuacji sprawiło, że ta pozycja wpadła mi w ręce, jako pierwsza. Niczego nie oczekiwałem, na nic nie liczyłem, chciałem tylko czegoś mocnego, co sprawiłoby, że nie potrafiłbym się skupić na niczym innym. Po części tak było. 
   Od samego początku wyczuwałem, jakąś Kingowską manierę prowadzenia historii. Aczkolwiek tutaj wszystko zdawało się zbyt szybkie. Ekspresowe wprowadzenie, wrzuca nas na głęboką wodę i konfrontuje z najważniejszymi zdarzeniami. Tekst spójny i nienaganny, chociaż zbędne opisywania, na przykład zaciągania się papierosem, które nic nie wnosi do fabuły. Niestety tych wtrętów jest kilka. Dużym plusem jest szybkie wchłanianie tekstu. Nie ma takiej możliwości, by w którymś momencie tekst nas męczył, albo żebyśmy stracili rozeznanie, co czytamy. Tekst jest zatem płynnie skonstruowany i napisany łatwym językiem. 
   Co do fabuły, jak sam tytuł wskazuje, będziemy mieć do czynienia z umarłymi. Mowa tu nie o umarłych typu zombie i nie o zwykłym powrocie z zaświatów. Małżeństwo, które dopiero straciło syna i dopiero co go pochowało, przenosi się do nowego mieszkania. Jedna z sąsiadek - sędziwa staruszka, na pierwszy rzut oka sympatyczna, okazuje się... wiedźmą? Przy pomocy mruknięć i nieokreślonych sytuacji twierdzi, że sprowadziła z powrotem zmarłego syna. Artur (bo tak miał na imię) przybywa z martwych wraz z serią niewytłumaczalnych morderstw. Makabryczne mordy łączy jedna wizja - Świecący Człowiek i jego kuszące przywołania. Pojawia się coraz więcej postaci. Uważam, że za dużo. Na szczęście większość z nich jest ofiarami Świecącego Człowieka i szybko znikają. Niemniej można się troszkę pogubić, kto jest kim. Opisy morderstw podczas wizji Świecącego Człowieka są tu najciekawszym elementem. Kiedy z początku wydaje się, że to będzie poważny i mroczny horror, pojawiają się groteskowe i zabawnie irracjonalne opisy rodem z horrorów z lat 80 z "Koszmarem z Ulicy Wiązów" na czele. Przeraża, ale jednocześnie śmiejesz się, jak nastolatek w ostatnim rzędzie sali kinowej, który czekał na coś straszniejszego. Historia zaczyna się ciągnąć, a uważniejszy czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy w tej powieści nie ma kilku luk fabularnych. Wszystko bowiem wyjaśnia się pod koniec. 
    Były jednak rzeczy, które mi nie pasowały w tej opowieści. Wraz z rozwijaniem się historii ojciec Artura, zdruzgotany odkrycie, które zrobiło mu bajzel w głowie, na spacerze spotyka starszą kobietę, która okazuje się jego nianią (ciocią) z czasów dzieciństwa. Kobieta wspiera małżeństwo, ale nic nie wnosi. Pozornie! Czytelnik przypomina sobie o starej kobiecie, która wywołała Świecącego Człowieka, lecz o niej nie ma później wzmianki. Na końcu okazuje się, że stara ciotka to ta sama stara kobieta, co wskrzesiła Artura. Wychodzi na jaw, że sama była umierająca i w ostatniej chwili weszła w pakt z jakąś ciemną siłą, której obiecała sprowadzanie umarłych dusz, by te dla niej zabijały, po to by została przy życiu. Pojawia się pytanie, czy do tej pory nie musiała nikogo wskrzeszać? A może robiła to tylko mamy tego się domyślać? Tylko w takim razie musiała się przenosić z miasta do miasta, bo inaczej byłoby głośno o innych Świecących Ludziach w mieście, w którym rozgrywa się akcja. Kolejne co mnie zastanawiało to dlaczego Świecący człowiek zabijał jedynie mężczyzn? 
    Koniec, w którym wszystko się wyjaśnia, jest czymś zupełnie innym niż można by się spodziewać i odczuwa się mały niedosyt. Powieść zdecydowanie pochłania i jest idealna na długie deszczowe wieczory, od których ta lektura nas oderwie i nie zwrócimy uwagi na deszcz. Szybka lektura z paranormalnym motywem powrotu z martwych. Mogła być lepsza, ale nie jest zła - na pewno bardziej wymagający czytelnik może się czuć niedopieszczony. 

Gatunek: Horror
Rok: 2021
Wydawnictwo: Dom Horroru

środa, 12 maja 2021

Wisława Szymborska - Sto Pociech

 



   Prestiżowa kolekcja poezji Wisławy Szymborskiej Wydawnictwa Znak jest spójną serią, która w każdym toniku ma swój koncept i przynajmniej jeden zapamiętywalny na zawsze wiersz. Tę serię chciałem przerobić po kolei od pierwszego do ostatniego tomiku. Zrobiłem sobie jednak wtrącenie w przerabianiu, wziąwszy pierwszy lepszy tomik do ręki. Jest on ósmy w kolekcji Wydawnictwa Znak, wznowiony po 50 latach z piątego tomiku w całej twórczości poetki. 
   Odkładam na bok wszelkie oceny siły wierszy, pojawiających się tutaj, niemniej dwa z nich wybitnie wwiercają się w naszą pamięć. Mowa o "Radości pisania" i tytułowym "Sto pociech". Pierwszy to wg mnie kunszt pisarski - świetna gra słowem i metaforą. Idealnie do siebie dobrane sprawiają, że czytelnik może sobie wyobrazić ten wiersz. Drugi natomiast enigmatyczny, zamyka tomik i zostawia refleksję o istocie człowieczeństwa. 
   Pozwolę sobie również przeanalizować motywy pojawiające się w tym tomiku. Wychwyciłem bowiem dwa takie motywy - jeden z nich jest zawarty w tytule i mowa o pociechach. Można łatwo się takich doszukać w kilku wierszach, w tym oczywiście we wspomnianych wyżej rodzynkach. Drugi motyw to mój ulubiony motyw - sen. W kilku wierszach sen pojawia się albo jako przenośnia, albo w domyśle jako miejsce akcji. Uważam, że motyw snu zmiękcza całokształt wierszy, w których się pojawia, co pomaga w ich przyswojeniu. 
   Ciekawym dodatkiem do tego tomiku są dołączone rękopisy paru wierszy, dzięki czemu czytelnik może czynniej podpatrzeć proces ich tworzenia. Jedną z pociech Wisławy Szymborskiej było wymarzone mieszkanie na Piastowskiej 46. Drugą i chyba najważniejszą było pisanie. Czy dla nas pociechą jest ten tomik? Nie nam to oceniać, bo do wierszy Szymborskiej winniśmy podchodzić indywidualnie.

Gatunek: Wiersze / Poezja
Rok: 2019
Wydawnictwo: Wydawnictwo Znak

sobota, 1 maja 2021

Stanisław Lem - Doskonała Próżnia

 




    Historia powstania "Doskonałej Próżni" ma swoje linie czasowe, nie mniej w kwestii literackiej jest to dla mnie jedna z ciekawszych form pisarskich. Pierwsze zetknięcie z Lemem w "Solaris" bardziej mnie męczyło, niż zachwyciło. Dopiero po przeczytaniu "... Próżni" załapałem atmosferę uniwersum i swoisty geniusz powieściotwórstwa Lema. Pozycja ta ukazuje kunszt pisarski autora parającego się fikcją, czyli tym, co jest fundamentem snucia opowieści. Fikcja literacka, czy to oparta na kanwie fantastyki naukowej, czy literatury pięknej - pseudonauki czy zwykłej beletrystyki, tworzy kolaż wszystkiego, profanując rzeczywistość i nie widzi granic w definiowaniu, analizowaniu, grach słowem oraz perspektywą. Tapla się szaleńczo nietrzeźwa w oceanach wyobraźni. Stamtąd właśnie czerpie Lem, budując "Doskonałą Próżnię", bo ta jest zbiorem recenzji nigdy i nigdzie nieopublikowanych książek. Taki zbiór u twórców gatunku nazywamy "widmową biblioteką", a jeszcze dokładniej - apokryfami. Trzeba też dodać, że wbrew temu, z czym kojarzymy twórczość Lema, to właśnie apokryfy stały się ulubioną formą twórczości autora. 
    Wysnułem nawet pytanie, czy skoro autor napisał recenzję książek, których nie ma to warto czytać te recenzje? No bo przecież nigdy nie przeczytamy tych książek i nie przekonamy się, czy były gniotami, czy genialnym dziełem... A tu właśnie szkopuł taki, że to właśnie na tym polega, aby zastanowić się, co by było gdyby... a nuż zostawić poletko tzw. Po-Lemom, których uważamy za kontynuatorów twórczości Lema. Tu mam na myśli próby rzeczywistego napisania danych książek. To swoiste i wymagające ćwiczenie napisać powieść na podstawie powstałej już recenzji. Wyzwanie, którego podjąć się może chyba jedynie arcypisarz, bo z tego co nam wiadomo, próby pisania zrecenzowanych tytułów zakończyły się jedynie krótkimi opowiadaniami. 
    Jednak apokryficzna scheda dla kontynuatorów Lemowskiego pióra to mały szczegół. Ja dojrzałem w recenzjach tych poglądy i wizje autora, którymi nie dzielił się w swoich innych dziełach. Były to poglądy bardzo odważne i w wielu przypadkach aktualne. Na tym właśnie polegał zabieg, o którym bodaj mówi sam autor, iż nie zawsze można wyjawić swoje poglądy i należy je ukryć w tzw. podrobionych umysłach. Kto by pomyślał, że Stanisław Lem tak rzeczowo i dość swobodnie piszę o strefie seksualnej - tutaj mamy ten motyw poruszony przy prawie każdej recenzji. Bardzo często Lem, a właściwie jego autorzy filozofują. Również w posłowiu pojawiają się wyraźne rozważania na temat filozofii solipsyzmu lub symulakrum. Pierwsze oznacza wytłumaczenie, iż coś, co się dzieje tylko w czyjejś głowie, natomiast drugie oznacza coś co istnieje jednocześnie nie istniejąc. Czyż nie jest to kondensacja elementów idealnych dla fikcji literackiej? 
    Zbiór ten co jakiś czas był przez autora uzupełniany i w zależności od wydania, można było przeczytać inną liczbę recenzji. W wydaniu posiadanym przeze mnie z roku 2008 mogłem zapoznać się z szesnastoma pozycjami recenzowanymi przez Lema. To była zabawna lektura, bo prawda jest taka, że to ma być trochę satyra, dowcip na czytelniku. Niektóre pozycje odnoszą się do rzeczywiście istniejących dzieł, tworząc im jakby konkury, ale jednak bardziej kpiąco. Do tego zabawa słowem i wysnuwana etymologia słów, wymyślonych również przez autora, wprowadza często w osłupienie myślą, że tak bardzo można tymi słowami szarżować, tak by nikt się nie spodziewał elastyczności naszego języka. "Doskonała Próżnia" to swoiste NIC. Ciekawostką jest, iż możemy przeczytać kontynuację w postaci wstępów do fikcyjnych książek wymyślonych przez Lema - "Wielkość Urojona" - i tym samym zachwyceni recenzjami winniśmy przejść do konkretnych preambuł, bo tekstu głównego nie będzie nam dane przeczytać. 

Gatunek: Fikcja literacka / Recenzje 
Rok: 2008
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie / Kolekcja Gazety Wyborczej