Stanisław Lem to wybitna postać wśród literatów fantastyki naukowej i lauru prekursora gatunku nikt mu nie odbierze. Jednakowoż czytelnik przy pierwszym zetknięciu się z tą prozą może się lekko rozczarować powyższą pozycją. Chodzi tu o całokształt sensu powieści. Zaraz tłumaczę, o co chodzi, najpierw zwrócę uwagę na to, do czego nie można się doczepić. A mowa o tym, jak powieść została napisana. Nie jest to ani prosty, ani trudny język. Zdania posiadają specyficzną składnię z wtrącanymi słowami, które dziś uważamy za błędne (np. "patrzałem"). Lem stosuje fachowe - naukowe słownictwo, toteż warto zajrzeć do słownika, by nie stracić sensu. Autor też bawi się słowem wymyślając różne określenia takie jak wizofon, odpowiadający dzisiejszym wideo rozmowom. Mnie najbardziej spodobały się naukowe opisy kosmicznych zjawisk oraz alegorii do życia powszechnego.
Teraz od tego co się w powieści dzieje, przejdę do rozczarowania. Główna akcja to przybycie Krisa Kelvina na stację krążącą wokół planety Solaris. Planeta badana jest przez znajdujących się na niej naukowców. Kelvin spędza czas na studiowaniu tzw. Solaryjskich pism, w międzyczasie próbując się dogadać z dwójką naukowców Snautem i Sartoriusem. W kajucie Kelvina pojawia się jeszcze Harey - ziemska partnerka Kelvina, która ma problem z akceptacją swojego istnienia - prawdopodobnie nie jest tym, kim jest. Członkowie stacji badają Solaryjską rzekę, która rzekomo ma świadomość i żyje. Naukowcy pragną nawiązać kontakt z rzeką. Pojawiają się także opisy tzw. mimoidów - form imitujących, z których naukowcy wierzą, że powstała żywa rzeka, a czytelnik domniemać może, że również zjawiona znikąd Harey. W opowieści mamy do czynienia bardziej z dysputami naukowo filozoficznymi na temat życia pozaziemskiego. Autor również chcę nam chyba pokazać różnice psychiczne zachodzące w kosmosie. Główny bohater rozważa w pewnym momencie czy nie oszalał. Dowiadujemy się, że szaleństwo to związane może być z nieprzystosowanym jeszcze organizmem do warunków pozaziemskich.
Obserwacja Solaryjskiego nieba, studia Solarystyki, przekomarzania między niesfornymi naukowcami - to główne tło "Solaris". Do tego quasi romantyczne relacje głównego bohatera z tajemniczo zjawioną wybranką jego serc, lecz gdzie jest głębszy sens? Gdzie puenta? Nie wiemy za bardzo, do czego zmierza powieść i trochę gubimy się w spójności tekstu. Prawdopodobnie tekst ma jakiś przekaz metaforyczny i znajdujemy go, jednak nie jest on prostolinijny. Dialogi natomiast pozbawione celu. Wymiana zdań między bohaterami jest lakoniczna i często nielogiczna. Odsłania to zapewne międzyludzki problem komunikacyjny związany z barierami językowymi i porozumiewawczymi. Znaczenie ostatniego rozdziału, w którym bohater schodzi na powierzchnię tajemniczej planety, także prosi się o rozszyfrowanie, a może jest tylko opisem dla czystej rozrywki?
Nieoczywista treść "Solaris" znajdzie swych zwolenników, ale wydaje mi się, że również przeciwników. Do tej pory spotkałem się z przychylnymi opiniami, z pochwałami sięgnięcia po tę pozycję. W całym tym zachwycie nie zrozumiałem jednak fenomenu "Solaris", chociaż zapamiętam go pewnie na zawsze i wrócę do niego jedynie ze względu na fragmenty o solarystyce. Tymczasem mogę przestrzec świeżego czytelnika Lema, aby nie zaczynał tej czytelniczej przygody od tej powieści - może to być zniechęcające. Jednak to wciąż klasyka gatunku, którą trzeba znać i warto zajrzeć do tej powieści, aby zauważyć, jakie poglądy na zmiany podczas podróży kosmicznych, mieli wizjonerzy prawie pół wieku temu.
Gatunek: Science Fiction
Rok: 1961 / 2016
Rok: 1961 / 2016
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie