Prozaicy pokroju Bruno Schulza zapewne wśród wielu czytelników będą niezrozumiani i trudni do przyswojenia. W szczególności w dzisiejszych postmodernistycznych czasach, w których czytelnik liczy na trud sytuacyjny, ale w bardzo prostych słowach. Schulz natomiast, jako pisarz wybitny i zdecydowanie przedstawiciel surrealizmu wymaga od czytelnika wyobraźni i intelektualnego wchodzenia w szczegóły. Pierwsze spotkania ze Schulzowską literaturą są trudne i jest to piękna literatura, ale wydaje mi się, że nieodpowiedni przedział wiekowy uczniów, zapoznajemy z tą pozycją. Do "Sklepów..." i "Sanatorium..." trzeba dojrzeć. Zwykły uczeń nieprzywiązujący wagi do lektur uzna Schulza za grafomana - o ile będzie znać to słowo. Nie jest to też lektura na raz. Nie poczujemy i nie zrozumiemy jej, czytając ją tylko jeden raz. Polecam do niej wracać kilka razy.
Teraz sedno pozycji. Są to dwa tomy opowiadań ściśle może ze sobą nie powiązanych, ale bohaterowie i motywy łączą oba zbiory i wszystkie osobliwe opowiadania. Oba zbiory ponoć zawierają kwestie autobiograficzne. Główny bohater Józef opowiada niesamowite zdarzenia i przygody odbywane z jego ojcem Jakubem. Ciekawostką jest, że w rzeczywistości ojcem Brunona był właśnie Jakub. Mnie natomiast postać Józefa mocno kojarzyła się z prozą Kafki. Właściwie przygody Józefa i Jakuba nie są zwykłymi przygodami, a raczej poetycznie opisanymi w konwencji surrealistycznej snami. Snami Jakuba. Z tych opowiadań oniryzm po prostu wypływa strona po stronie, a czytelnik w nie wpatrzony, sam ulega sennym wizjom. To prawda. Nie raz zdarzy się, że przyśniesz przy lekturze, lecz jaka literatura jest w stanie wywołać w czytelniku tak przyjemną chęć. To zakrawa na magię i choć przeciąga to całe czytanie, nie odrzucasz tej lektury, nie nudzisz się nią, po prostu ja chłoniesz i się w nią dosłownie wciągasz. Może się zdarzyć, że nie będziesz wiedzieć o czym czytasz, ale kiedy wrócisz do tego i zwizualizujesz sobie to o czym czytasz, spojrzysz inaczej na pewne szczegóły. Powracające motywy ptaków, karakonów, manekinów, pornografii, bliżej nieokreślonych armii, kolei oraz śmierci ojca łączą się w psychodeliczny gwar, któremu czytelnik przygląda się z poziomu obserwatora. To wygląda tak, jakby czytelnik czytał czyjś sennik, Ba! Jakby się tułał po cudzym śnie. Zatem motyw snu ma tu charakter świata przedstawionego i nic w tych opowiadaniach nie wiąże się z realnością. Za to możemy zyskać odczucie groteski, absurdu i niestandardowej grozy.
Składnia zdań w opowiadaniach jest mistrzowska - wyszukane metafory, przepięknie rozbudowane opisy nawet najmniejszych szczegółów i często staromodne słownictwo, do którego trzeba przysiąść ze słownikiem. Proza Brunona Schulza, mam nadzieję, już na wieki pozostanie arcydziełem literatury międzywojennej. Jej forma zdecydowanej zabawy z wyobraźnią wykształtuje na pewno nie jednego artystę, a nuż wybitnego pisarza. Świetnym podsumowaniem lektury jest film Wojciecha Jerzego Hasa "Sanatorium pod Klepsydrą" inspirowany kilkoma opowiadaniami z tytułowego zbioru. Natomiast spośród samych opowiadań dla mnie najlepsze okazały się: "Traktat o Manekinach", "Karakony", "Druga Jesień" oraz "Sanatorium pod Klepsydrą" i na te polecam zwrócić szczególną uwagę.
Gatunek: Literatura Piękna / Klasyka / Surrealizm
Rok: 1933 / 1937 / 2017
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie