W zeszłym roku chwytając po tytuły, które za nic nie chciały mnie wciągnąć, albo męczyły tak, że ani skupienia, ani nie wiem, co czytam, lub po prostu były to jakieś dyrdymały, po których spodziewałem się czegoś więcej, myślałem, że odstawie te tytuły. Pomyślałem sobie jednak, że w imię lepszego wyboru tych, którzy chcą czytać ciekawe rzeczy i nie tracić czasu na coś zbędnego, pomęczę się chwilę, by wiedzieć, co odradzić czytelnikom. Oczywiście o gustach się nie rozmawia, bo to, co ja odradzę, może spodobać się komu innemu. Moją subiektywną ocenę pozostawiam więc tylko do wglądu. A ponieważ nie będą to długie antyopinie, to każdy będzie mógł szybko stwierdzić, czy dana pozycja również będzie mu nie odpowiadać.
Będzie to cykliczny insert na blogu, w którym po minionym roku będę prezentować książki, które przeczytałem i w żaden sposób mnie nie porwały. Na początek dwie starocie przeczytane w 2019 roku. Bardziej naukowe, jednak będące trudne do przebrnięcia:
1. William Backus, Marie Chapain - Mówienie Prawdy Sobie Samemu (1992)
Początek lat 90. Nie pamiętam, jak wyglądał wtedy rynek coachingowy i samorealizacyjny, ale ta pozycja ma być dla tych, którzy cały czas pracują nad sobą i chcą poprawić swoje życie. Problem w tym, że ta książka powinna pojawić się na półce "religia" zamiast "psychologia". Nie wprowadza ona niczego odkrywczego, ale dorzuca kilka naiwnych kąsków, specjalnie dla głęboko wierzących. Osoba nie wierząca, chcąca poprawić swoje życie będzie nudzić się przy tej lekturze, ze względu na tłumaczenie wszystkiego bogiem, miłością do niego itp. Tę książkę da się streścić jednym zdaniem: "Twoje życie nie jest szczęśliwe i nie cieszysz się z niego, bo za mało oddajesz się Bogu". W dzisiejszym świecie opartym na działaniach i realnych założeniach argumentacja słabą wiarą nie jest żadnym argumentem, chyba że tak jak wspomniałem - jesteś głęboko wierzący / wierząca. Chociaż liczba bigotów, mówiących o dobrej nowinie i miłości oraz dobru pochodzącym od boga, a poza swą rzekomą wiarą są nieopanowani i prezentują krzywy kręgosłup moralny, jest zatrważająca. Ilość argumentów kończących się ufnością w Bogu, aż irytuje.
Niemniej kilka ciekawych odkryć można dokonać i starać się sobie uświadomić. Przykładowo, że nikt nie musi nas przecież lubić. Z jednej strony prowadzi to do skrajnej introwersji, z drugiej do przesadnego narcyzmu, ale suma summarum jest to ciekawy sposób wmówienia ludziom samotnym "nie z wyboru", jak można sobie poradzić w życiu. Ciekawym spostrzeżeniem psychologicznym okazuje się także to, że nikt, ani nic nas nie denerwuje, bo to my sami się denerwujemy. Tak samo, jak nic nie jest straszne, dopóki nie zrozumiemy, że coś dla nas jest straszne. Ciekawe, jeśli jest to tak konkretnie przedstawione, ale to wciąż nic odkrywczego. Myśl pozytywnie - to rada każdego coacha, bez względu na to czy jest psychologiem, menelem czy księdzem i nie jest to nic odkrywczego. Ta książka to jak psychoterapeuta, który niegdyś był księdzem, a Ty właśnie odbyłeś / aś z nim swoją pierwszą wizytę, która oczywiście nic nie pomogła.
2. Marian Bielicki - Zapomniany Świat Sumerów (1966)
Teraz coś NIE dla miłośników historii czy głębiej antropologii. Od jakiegoś czasu dużo się mówi o Sumerach. Cywilizacja sumeryjska jest wdrążana w różne tematy "teorii spiskowych", przez co ich działalność staje się ciekawsza. Niemniej bardzo trudno znaleźć lekturę przybliżającą nam ciekawostki z czasów sumeryjskich. W poszukiwaniach kompendiów na ten temat zawsze natkniemy się na tę propozycję Mariana Bielickiego, jako pierwszą i zapewne kompletną. Bzdura! Po pierwsze książka jest dosyć gruba, ale nudna strasznie i pisana takim językiem, że nie idzie się skupić nad tekstem, tym samym nie wiemy o czym czytamy. Autor piszę, że jego wieloletnie badania doprowadziły go gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie. Większość tekstu to pisma pozostałe po "księgach" sumeryjskich, gdzie zapisywano obyczaje, mitologie i wszelkie wierzenia sumeryjskie. Teksty te napisane są w stylistyce mocno przypominającej język z pisma świętego. Jednak treści ukazane są w ten sposób, jakby Sumerowie byli bardzo zacofaną nacją. Pod koniec dopiero można wyczytać coś ciekawego na temat obyczajów Sumerów po jakimś postępie cywilizacyjnym. Niemniej Sumerowie ukazani są jako odpowiednicy biblijnego Babilonu. Dużo czytamy o kazirodztwach i poczęciach bóstw stworzonych na podobieństwo samych Sumerów. Książka może i jest jakimś materiałem dla dalszych badań, ale zmagania z nią po jakimś czasie sprawiają, że zapominamy, o czym czytaliśmy, a i masa imion bogów i ważnych postaci staje się marą.
W tym zestawieniu powinna się znaleźć jeszcze jedna pozycja, ale na nią już poświęciłem całego posta o dłuższej treści, a przeczytacie o niej tu: Piotr Abelard - Rozprawy - i nic bardziej mylnego, ta pozycja należy do tych, na które szkoda tracić czas!
Mam nadzieję, że merytorycznie nie narobiłem chaosu i zrozumiałe jest, że na te pozycje nie chciałem tracić zbytnio miejsca i rozpisywać się z zachwytem. Oczywiście piszę te miniantyopinie na szybko, spontanicznie, z tego co pamiętam i mam nadzieję, że tyle wystarczy. Bo szczerze - nie byłbym w stanie nic więcej napisać nawet na świeżo po przeczytaniu tych lektur.
Zachęcam do ratowania lektur, ale i ratowania czytelników przed nudą! ;)