niedziela, 27 października 2019

Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie 2019 - Nerdowski Raj, w którym Chcesz Zbankrutować!


Sobotni największy napływ gości Międzynarodowych Targów w Krakowie


   Świeżo po przybyciu z krakowskich targów książki postanowiłem podzielić się na szybko swoimi doświadczeniami i emocjami! Kiedy to piszę, jest równo godzina 17:00 i zapewne właśnie z krakowskiego Expo wyszedł ostatni czytelnik. W tym roku targi były niesamowicie przepełnione i nawet nie wiem jak porównać je w kwestii częstotliwości odwiedzających, lecz widziałem ludzi chyba w każdym wieku. 572 wystawców odwiedzali dorośli, dzieci, niepełnosprawni i osoby starsze, ludzie kochający czytać, ludzie promujący czytanie i ludzie od czasu do czasu sięgający po książki dla tzw. odchamienia. Byli tu lokalsi i osoby z innych części polski. Targi książki, poza koncertami muzycznymi wielkich gwiazd, to chyba jedyne miejsce, gdzie najwięcej ludzi znajduje się w jednym miejscu.
    W tym roku wystawców było zdecydowanie mniej, ale i tak każdy coś dla siebie znalazł. Atrakcji też wydawało się mniej lub zostały one zastąpione innymi. Nie dało się jednak nudzić i z przyjemnością spędzało się te całe dnie w Expo. Czytelnicy mieli okazję spotkać 757 autorów, w tym między innymi: Jakuba Żulczyka, Jakuba Ćwieka, Brandona Mull'a, Artura Urbanowicza, Remigiusza Mroza, Jerzego Stuhra, Wojciecha Cejrowskiego, oraz wielu innych. W tym roku zabrakło naszej nowej noblistki Olgi Tokarczuk, ale za to każdy mógł podziękować i pogratulować laureatce wpisując się do księgi, a w niedzielę nagrać swoje gratulacje i pozdrowienia w specjalnym wideo poświęconym właśnie tej akcji. Osobiście w tym roku bardziej polowałem na ciekawe tytuły niż na autorów, nie mniej udało mi się zdobyć autograf Artura Urbanowicza na egzemplarzu debiutanckich "Gałęzistych". 
    Dzień otwarcia targów był leniwy i bardzo spokojny. Dla przybyłych był on dniem zaznajomienia się z programem, atrakcjami i odszukaniem najważniejszych miejscówek, jak również swoich ulubionych wydawnictw. Dla szczęściarzy, spędzających całe 4 dni w Expo, czwartkowe obeznanie dało bardzo wiele, bo już na następny dzień pojawiali się pierwsi autorzy. Piątek najwidoczniej też był spokojny, gdyż pamięć nie zawiesiła się na tym dniu i poszedł bardziej w zapomnienie, za to sobota była apogeum zjeżdżających się gości. W ten dzień można było nabawić się klaustrofobii. Człowiek był po prostu deptany, ale za to frekwencja cieszyła wystawców, autorów i wszystkich organizatorów. Dzisiejszy (niedzielny) wypad na targi był już luźniejszy, natomiast ludzi wciąż było sporo i kilka razy czuło się nachodzące na pięty obce buty. 
     Zaczytane i biegające od wydawnictwa do wydawnictwa dzieci, przywracały nadzieje w kolejne pokolenia. Chociaż parę razy pojawiały się także zagubione pociechy, wszystko się szczęśliwie zakończyło i mogą się cieszyć wraz z rodzicami nabytymi książkami. Targi Książki w Krakowie to miejsce w sam raz dla dzieci. Z myślą o najmłodszych wydawnictwa dostosowywały swoje stoiska tak, aby pociechom cieszyły się buźki i żeby miały świetnie spędzony czas. Nie muszę nawet wspominać o strefie komiksów, gdzie dzieciaki były zaczarowane i oblegały stoiska sklepów komiksowych i mangowych oraz wydawnictwa Egmont, które całą jedną ściankę przeznaczyły na strefę komiksów DC i Marvela. Dzieci dziećmi, ale dorośli komiksiarze także zagłębiali się w przeszukiwania skrzynek z odpowiednimi tytułami komiksów. Dzieciom i dorosłym skradały uśmiechy także maskotki, których było jeszcze więcej niż w zeszłym roku - standardowo Gandalf Szary chronił targi przed nadejściem Balroga i choć brakowało go przez dwa dni, nieodłącznie był ikoną targów. Poza nim pojawiła się świnka Peppa, mundialowy Orzeł Polski, żółty ptak wydawnictwa Wilga, oraz kilka innych maskotek.
     Kolejki do autorów po autografy przeszkadzały w poruszaniu się, ale jest to nieodłączny klimat targów. W Expo, jak i poza jego terenem wszystko było pod ręką. Wysepki gastronomiczne dbały, by było nam słodko, restauracja u góry serwowała super obiady, a i piwosze mogli zaspokoić swoje pragnienie. Do tego bar Dunajec raczył zapiekankami. Przed wejściem na teren Expo stały dwa food pointy, w tym jeden z megalitycznymi zapiekankami, zatem nikt nie chodził głodny. Podobnie rzecz się miała z napojami. Te urozmaicił sklep Komiksiarnia.pl ze sprzedażą wody oceanicznej o różnych smakach, w puszkach z wizerunkami kultowych Pokemonów. Swoją drogą taka woda jest bardzo pyszna i łechta nasze podniebienie swoim smakiem. Wariant cydrowy miał takiego kopa smakowego jak Pikachu przedstawiony na jego puszce. Punkty informacyjne śpieszyły z pomocą w strefie wszelkich kłopotów i niemożności odnalezienia się, za to główny punkt info sprzedawał torby targowe i pomagał w identyfikacji gości specjalnych podarkami w postaci rzucających się w oczy identyfikatorów. Wszelkie akcje i wykłady były punktami ważnymi dla osób czynnie zajmującymi się literaturą, dlatego i one mogły poświecić się pracy pomiędzy lataniem za książkami czy komiksami. 



Anabelle promuje nową książkę Eda i Loraine Warren - "Opętania"


Jak komuś nie chciało się przedzierać przez ludzi, można było skorzystać z automatu fantastyki


Anonimowe stoisko wydawnictwa Copernicus Center Press


Jedna z maskotek umilających dzieciakom dzień


Jerzy Stuhr podczas podpisywania swojej książki


Ratownik Lektur z Arturem Urbanowiczem


Stolik autorski wydawnictwa Vesper


    Więcej zdjęć, które zdołałem wykonać, możecie obejrzeć na moim instagramie. Tymczasem zbankrutowany polecam te czterodniowe święto książkoholizmu, bo promujemy dzięki niemu bardzo ambitną formę rozrywki, oraz pielęgnujemy piękną pasję, której nie można pozwolić zginąć. Książki były, są i będą, żadne postępy rodem z Science Fiction nigdy nam nie odbiorą książek! Czytajmy i promujmy czytanie. To nieodłączny element popkultury i naszego codziennego życia. Ogromny szacunek dla organizatorów Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie. Uszczupliłem swój portfel, jednak z przyszłościowym wkładem i trochę smutno, że tak szybko się to skończyło. Dla mnie te targi mogłyby być non stop :D To były fascynujące cztery dni i już nie mogę się doczekać kolejnych targów, a już myślę, by wpaść na targi do innego miasta.
    Zapraszam i polecam!!!


czwartek, 24 października 2019

Antoine De Saint - Exupery - Mały Książę



    Najpiękniejsza opowieść, jaka mogłaby być dana człowiekowi do przeczytania. Jednocześnie dla mnie smutna. Ktokolwiek czytał tą historię i nie utożsamił się choć trochę z Małym Księciem, albo nie umiał czytać, albo zaślepiła go/ją chęć bycia dorosłym. A w przygodach młodego bohatera, dowiadujemy się prawdy o dorosłym życiu. Jest ono pokazane w przystępny sposób, tak aby zwrócić uwagę czytelnika na te znamiona dorosłości. W „Małym Księciu” czytamy często: „... dorośli są dziwni”. Zaiste my dorośli jesteśmy dziwni i nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo prości chcemy być, podczas gdy cały świat jest skomplikowany i tylko dziecięca ciekawość pozwala nam zachwycać się zwykłą różą, czy tym co może być zamknięte w narysowanym pudełku. Otóż Mały Książę uczy nas, że piękno jest niedostrzegalne dla oka. Ta powieść uczy wielu rzeczy, których nie dowiemy się w miejscach pracy, czy siedząc przed telewizorem oglądając program popularnonaukowy, w którym mówią o najnowszych cudach technologii. Dostrzegam w „Małym Księciu” wyciąganie na zewnątrz mechanizmu, jaki zachodzi w zachowaniu typowych dorosłych. Ci dorośli tego nie widzą, bo widzą to jedynie oczy dziecka.
Zamiłowanie do liczb? - który dorosły ich nie lubi?
A picie po to aby zapomnieć, że się pije, w tak subtelny sposób ukazuje nie logiczne myślenie ludzkie. Bo nie chodzi tu o samą dorosłość ale i o człowieczeństwo. Nasze lata mijające, pośród maleńkich planetoid.
   „Mały Książę” to historia o samotnym chłopcu, przemierzającym przestrzeń kosmiczną, w poszukiwaniu przyjaźni i miłości. Trafia na kilku dorosłych bohaterów, którzy gubią się w tym co robią i na zwierzęta, które uczą go najważniejszych prawideł życia. Dzięki Małemu Księciu otwieramy oczy na to co jest ważne. Otwieramy jeśli sami mamy w sobie coś z dziecka. Bo „Mały Książę” nie jest powieścią tylko dla dzieci. Dorosły sięgający po tę książkę przypomni sobie jak dociekliwy był za młodu i zauważy jak bardzo spłycił swoje istnienie, a także o czym zapomniał i czego mu brak w życiu. Natomiast jeśli sięgasz po „Małego Księcia” już jako dorosły ale po raz pierwszy, musisz mieć w sobie odrobinę dziecka, aby Cię ta historia poruszyła... chociaż mogę przesadzać ale takie jest moje zdanie. Sam sięgnąłem po tą opowieść w wieku 27 lat po raz pierwszy ale mam w sobie dużo z dziecka i mogłem czytając pewne zdania, krzyknąć: „ej! Faktycznie tak jest!”.
Dlaczego tak używam określeń: „dorosły” i „dziecko”?
Bo dzieci wbrew pozorom widzą więcej i to dorośli powinni się uczyć od dzieci. O tym też mówi „Mały Książę” bardziej w głębi zaczytania w opowieść.
    Jedno jest pewne – jeśli raz przeczytasz „Małego Księcia”, będziesz wracać do niego po kilka razy. To nie dlatego, że trudno go zrozumieć. A wręcz przeciwnie i dlatego, że tak przyjemnie się go czyta. To jest tak lekka lektura, że trzeba nie lubić czytać aby ją zignorować. Po jej przeczytaniu będziesz jej przyjacielem. Do tego stopnia Cię oswoi. Faktem, a raczej ciekawostką jest, iż ta powieść została napisana jako dialog autora ze samym sobą, gdzie pilot (jeden z bohaterów) oznaczał pisarza aktualnie, a sam Mały Książę, pisarza w wieku dziecięcym. Dla mnie więc zagadką jest dedykacja - „Leonowi Werthowi, kiedy był małym chłopcem”. Być może dedykacja prawdziwa, a może Werth to był pseudonim autora jaki przybrał w dzieciństwie. Zagadka ta nie jest ważna. Ważna jest nauka jaka płynie z tej bajki.
Gdy Twoja pociecha nauczy się czytać i rozumieć co czyta, podaruj jej „Małego Księcia”!
Jeśli nie masz pomysłu na prezent dla przyjaciół, rodziny – podaruj im „Małego Księcia”!
Pozycja ta powinna widnieć na półce każdego.
Chciałbym jednak nadmienić, że „... dorośli tego nie rozumieją”.
    Puenta?
Krótko i zwięźle:
  • Nie dorastaj, bo to pułapka.
  • Jak zadajesz pytanie, nie odpuszczaj dopóty, dopóki nie dostaniesz odpowiedzi.
  • Są w naszym życiu wyjątkowe postacie... i
  • Prawdziwe piękno nie jest widoczne dla oczu.
Gatunek: Literatura Piękna, Bajka, Literatura Młodzieżowa, Powiastka Filozoficzna
Rok: 1947 / 2015
Wydawnictwo: Firma Księgarska Olesiejuk

poniedziałek, 21 października 2019

Kfason 7 - Krakowski Festiwal Grozy 2019




   Szkoda, że takich festiwali nie ma więcej w Krakowie! Kfason jak co roku zrzeszył grupę ludzi mocno wkręconych w atmosferę grozy i mroku, a także tematów poruszanych na ich wotum. Oczywiście osoby pojawiające się na tym evencie to pasjonaci. Nie spotkamy tu osób, z którymi zwykły szary człowiek kojarzy horror, ale jak się zagłębisz w temat, to o nich usłyszysz. Kfason przede wszystkim bazuje na prelekcjach, ale wśród atrakcji możesz sobie kupić książkę polskiego autora i nie tylko, lub można obejrzeć film.


Kfasonowe stoisko książkowe

   Wykłady prowadzą autorzy opowiadań grozy, wydawcy, działacze grozowi i zwykli pasjonaci badający zjawiska fikcyjności grozy, ale na poważnie. Mają fascynującą wiedzę. Zapewne nie wszyscy podparci stopniami naukowymi, ale nie na tym to polega. Różnica jest taka, że tematy poruszane na prelekcjach nie da Ci żadna szkoła czy uczelnia. Na każdym z trzech pięter krakowskiej Arteteki Wojewódzkiej Biblioteki w Krakowie było prowadzonych minimum po siedem wykładów. Niestety nie posiadam nadprzyrodzonej mocy bilokacji, żeby być na każdym wykładzie, ale bądźmy szczerzy - każdy szedł na wykład o takiej tematyce, jaka go interesowała. Oto co udało mi się posłuchać i przeżyć:
    Pomysłodawczynią całego projektu jest pracowniczka okolicznej biblioteki Magdalena Paluch, która przywitała przybyłych, dając nam błogosławieństwo świetnej zabawy. Pani Magdalena przez cały dzień była na terenie festiwalu i dbała, by wszystko było tip top. Za sam pomysł Kfasonu, który już po raz siódmy mógł nas ugościć - wieczny szacunek! Pierwszym wystąpieniem, jaki odsłuchałem była prelekcja pt. "Strzeż się! To właśnie Asylum", którą prowadził A. Wawras. Tytuł prezentacji był dla mnie mylny. Po pierwsze pomyliłem słowo Asylum ze słowem Arkham i myąlałem, że będzie to wystąpienie na temat twórczości H.P. Lovecrafta, który miasto Arkham wdrążał do swoich opowiadań. Następnie po przemyśleniu zrozumiałem swoją pomyłkę, ale połączyłem słowo "Arkham" z "Asylum" przywodząc na myśl grę "Arkham Asylum" myśląc, że wykład będzie o komiksowej grozie Batmana. Aż w końcu wziąłem się za tłumaczenie słowa "Asylum" i pomyślałem, że będziemy mówić o jakiś strasznych przytułkach. Jak ja bardzo wyobraźnią szarżowałem! Okazało się, że tu chodzi o wytwórnię filmów "The Asylum". Pan Wawras, swoją drogą bardzo przyjemny i dowcipny gość, zaprezentował nam popełnienia dystrybucji "The Asylum", która specjalizowała się w tzw. mockbusterach znanych i cenionych, często mainstreamowych filmów. Zostaliśmy przestrzeżeni przed tą wytwórnią, która wprowadzała fanów w błąd, ale jednocześnie zachęcano nas do pewnych tytułów, aby je zobaczyć dla przysłowiowej "beki" lub na odmóżdżenie do piwka. Prelekcja była ciekawa, otworzyła oczy na pewne produkcje, na które należy uważać. Co było najdziwniejsze, to niestety fakt, że poza mną na sali był jeden słuchacz... 
    W tym samym czasie na pierwszym piętrze W. Kowalewski i Krzysztof Biliński mówili o ezoterycznych inspiracjach w twórczości Tadeusza Micińskiego, gdzie zaprezentowano straszące obrazy Łukasza Gwiżdża. Obrazy te można było oglądać przez cały czas trwania festiwalu. 


Wystawa prac Łukasza Gwiżdża


Inne prace Gwiżdża ukazane na ulotce promującej

   Prelekcją numer dwa była dla mnie "Teoria i praktyka wywoływania duchów - o seansach spirytystycznych w XIX i XX wieku" prowadzona przez Michała Gacka. W  zeszłym roku już byłem na prezentacji pana Michała i byłem pod wrażeniem jego przygotowania się do tematu. Towarzyszyła mu bibliografia, na której opierał swoją prezentację. Tak było i tym razem. W międzyczasie przemowy książki wędrowały wśród słuchaczy, dzięki czemu każdy mógł sobie zapisać gdzie szukać informacji. Michał Gacek opowiadał o spirytystach wywołujących duchy pochodzących z Polski i innych części świata, działających w wieku dziewiętnastym i dwudziestym. Temat był ciągnięty w tak absorbujący sposób, że można było się zastanawiać czy faktycznie istnieją duchy. W końcu czy grozomaniak nie wierzy w nie? Nie byłoby zabawniej, gdyby pan Gacek nie podawał także przykładów pseudospirytystów, którzy byli pozerami i używali sztuczek podczas seansów. Stopa na twarzy jednej ze współwywołujących wygrała! Spora bibliografia oczywiście wędrowała od słuchacza do słuchacza. Na sali już było więcej ludzi, zatem przybyli musieli już kojarzyć pana Michała i wiedzieli, na jaki wykład się wybierają. 


Michał Gacek w trakcie swojej prelekcji
"Teoria i praktyka wywoływania duchów - o seansach spirytystycznych w XIX i XX wieku"

   
   Tuż po Michale Gacku to samo krzesło zajął Wojciech Gunia. Tym razem mieliśmy się przenieść do czasów klasyka polskiej literatury. Tematem Wojciecha był "Świat grozy Brunona Schulza". Schulza nie trzeba nikomu przedstawiać, chyba większość z nas czytała w liceum "Sklepy Cynamonowe". Nie jest zaskoczeniem przygotowanie tego tematu przez autora Wierd Fiction, gdyż twórczość Bruno Schulza kojarzymy jako dostatecznie mroczną, jako taką z półki Wierd, zaprezentował nam nieomylnie prelegent. Ta nieomylność była świetnie zaargumentowana koincydencją, jaką nam przedstawił pan Wojciech w zestawieniu Bruno Schulza z Howardem Lovecraftem. Tym zbiegiem okoliczności był fakt, iż obaj pisarze żyli w podobnych czasach i dotykały ich podobne doświadczenia. Kategoryzowanie ich opowiadań w tym samym terminem staje się więc ciekawym zjawiskiem. Panmaskarada i antyhumanizm zawarty w opowiadaniach naszego rodaka daje potężny wydźwięk w fikcji operowanej w świecie przedstawionym przez Schulza. Wyrazistość i sposób przedstawienia prelekcji nie zostawił nawet wątpliwości na pytania od słuchaczy. 


Wojciech Gunia rozpoczynający swój wykład pt.
"Świat grozy Brunona Schulza"

    Na pierwszym piętrze głos oddano kobietom w panelu "Groza jest kobietą", natomiast ja, będąc ciekaw innych form horroru, wspiąłem się na drugie piętro gdzie swój panel pt. "Groza kina alternatywnego" poprowadził Lethargus. Prelegent dał mi się poznać w poprzedniej edycji Kfasonu, podczas której wyświetlił swój film "Siedlisko" - niebywałe kino alternatywne utrzymane w konwencji starego kina przedwojennego. Tym razem Lethargus przejął rolę bardziej mówioną i chciał po raz wtóry zaprezentować widzom swoją twórczość. Nie był to seans jego filmu, a raczej ukazanie swojego podejścia do kina grozy. Bazując na swojej twórczości, zestawiał ją z klasycznymi formami rejestrowania obrazu i trikami filmowymi. Tłumaczył ich znaczenie i idealne wprowadzanie widza w klimat grozy. Przedstawił nam świat retro awangardy w filmie i wyjawił sekret pewnych scen, które nagrał, jak i które pojawiły się w wielu klasykach. Na koniec zaznajomił nas z recenzją swojego filmu od portalu Galeria Horroru. 
    Po prezentacji Lethargusa i ostatnich słowach autorek dyskusji "Groza jest kobietą", gdzie zdążyłem wysłuchać jedynie kilka słów o podejmowanych researchach przez piszące kobiety horroru, przyszedł czas na wyjście do paśnika. 
    Przerwa ukoiła nasze fizjologiczne i gastryczne pragnienia i po powrocie, na trzecim piętrze Maciej Wójcik prowadził już swoją prelekcję pt. "Inna rzeczywistość. Obraz świata w twórczości klasyków grozy, a współczesne im prądy myślowe i naukowe dające nowe poglądy na otaczający ich świat". W tym wykładzie mogliśmy być uraczeni przykładami światopoglądów Lovecrafta, Artura Machena, Blackwooda i im podobnych. Z krótkiej, lecz treściwej prezentacji wywiązała się dłuższa dyskusja o świecie nas otaczającym. Większość osób podobnie jak autorzy, powyżej przytoczeni doszli do wniosku, iż pozornie postępująca technologia i odkrycia mogą nas przerażać i choć uważamy, że wszystko już było, jest i nie ma nic nowego do przekazania, rozwijamy swą wyobraźnię, aby za jej pomocą dowieść naukowo, bądź nie, że coś przeoczyliśmy i możemy coś inaczej uczynić i nauczyć się czegoś nowego. 
    Przedostatnią i chyba najbardziej zabawną prezentacją była "Mapa polskich kryptyd" Unki Odyi. Odya przygotowała zestawienie "zwierząt", o których snute są legendy i pozostają w świecie baśni ludowych / lokalnych i fikcji. Nikt chyba nie spodziewał się, że aż tyle jest ciekawych gatunków w Polsce i że tyle zabawnych sytuacji mogło się wywiązać z historii o tych zwierzątkach. Unka Odya pokazała nam najciekawsze zwierzęta uznawane za nieistniejące, o których informacje udało jej się zdobyć. Ile się przy tym naśmiałem to moje :D Biskup morski, smok z Torunia, raptory z Rabki i najlepszy Borsuko - kaczka z dziwnym grzebieniem (nie pamiętam nazwy), który atakował mężczyzn zbierających grzyby. Te stworki umilały nam czas, a Unka okazała się sympatyczną osobą umiejącą rozbawić tematem, do którego podchodzą niektórzy na poważnie. 


Unka Odya prezentująca swoją
"Mapę Polskich Kryptyd"

   No i finał! Wystąpienie, na które najbardziej czekałem - Mikołaj Kołyszko z tematem "Skąd Lovecraft zaczerpnął postać wielkiego Cthulhu". Mikołaj jest autorem świetnego opracowania "Groza jest Święta", w którym wyczerpująco pochyla się nad twórczością Lovecrafta i jego wykłady na tematy Lovcraftiańskie zawsze absorbują, a sam autor potrafi naprawdę długo i wiele o nich mówić. Tym razem dowiedzieliśmy się, że podobnie jak w każdych religiach jest ten sam prorok czy Bóg, którego geneza jest podobna lub taka sama, tak Cthulhu ma swoich odpowiedników w ziemskich wierzeniach. Tych argumentów było dużo, a sam Mikołaj powoływał się na sporą liczbę mitologii. Między innymi majów czy inuitów (gdzie Tornasuk jest uważany za najwierniejszą inspirację i piszę o tym sam Lovecraft). Wisienką na tym torcie było odtworzenie filmu relacjonującego rytuały ku czci bogini Kali, nawiązujące do szatańskich sabatów i ukazujące, iż same rytuały wciąż są praktykowane. Na tym filmie mieszkańcy Indii spalali żywe zwierzęta, ludzkie kości czy przebijali włóczniami krowy, po czym odcinano im głowy, aby następnie oblać krowią krwią szamana i posążki. Ubrany w łańcuch z ludzkich czaszek szaman wprowadzał się w trans. Znakiem na to było potrząsanie głową dookoła z góry na dół, zamiatając długimi włosami, co bezsprzecznie przypominało ruchy sceniczne wielu death metalowców (przypadek?). Niestety kończący się czas nie pozwalał na to, aby film obejrzeć do końca. Zdecydowanie było to najciekawsze wystąpienie, skupiające na pierwszym piętrze wszystkich gości Kfasonu. Sposób, w jaki Mikołaj Kołyszko prezentował swój temat, był zachwycający i absorbujący do cna, a zwieńczenie po prostu, pisząc kolokwialnie - zryło banie! 


Mikołaj Kołyszko rozpoczyna prelekcję
"Skąd Lovecraft zaczerpnął postać wielkiego Cthulhu"

   Zupełnie na koniec przez dwie godziny toczona była rozmowa o tym "Co gryzie grozę, czyli rozmowy na 7-lecie Kfasonu". Niestety inne plany nie pozwoliły mi być do samego końca, bo może bym się dowiedział o nowych planach związanych z Kfasonem, ale mimo to czuję spełnienie i mam mnóstwo materiałów do przerobienia.
    Każdy, kto w jakiś sposób interesuję się grozą, horrorem i mrokiem, powinien wpaść do Krakowa na festiwal. Nawet dojechać z okolicy - WARTO!
    Dzięki za wszystko i do zobaczenia za rok :) 








środa, 16 października 2019

Joseph Murphy - Potęga Podświadomości



   Poradniki z definicji służą radą, jednak trzeba odkryć coś rewolucyjnego, aby taka książka - poradnik, dodatkowo zmieniła czyjeś życie. Poradniki, jak to z książkami bywa, są pisane, jedne ciekawiej, inne mniej. Zazwyczaj piszą je naukowcy i osoby, które świetnie przyswoiły wiedzę z danego tematu, a zdarzało się, że i filozofowie pisali poradniki. "Potęga Podświadomości" to poradnik psychologiczny, duchowy, ale pokusiłbym się o stwierdzenie, że także krypto socjologiczny, lekko zabarwiony ideologiami New Age. Choć z New Age to już przesadzone, bo sama ta ideologia wydaje się bardziej skomplikowana. Książka natomiast przedstawiona jest, jako uniwersalny poradnik dla odbiorcy bez względu na wyznanie, chociaż Murphy cytuję tylko Biblię. 
    W poradnikach mających na celu wyjaśnienie Ci praw umysłu, jego struktury i mechanizmów działania, a tym bardziej mających tym bardziej diametralnie zmienić Twoje życie, najbardziej irytujące jest powoływanie się na Boga, wiarę religijną i pismo święte. Mamy do czynienia z zaburzeniami i problemami czysto naukowymi, jednak pewni "specjaliści" chcą nas uleczyć nawracaniem. O dziwo w "Potędze Podświadomości" mimo nawiązań do Biblii, nie ma stricte narzucanego nawracania. Murphy piszę o wierze, ale nie jest to wiara religijna, lecz wiara w siebie i swoje myśli. 
    Bóg, Pan, czy jak jeszcze nazywamy brodatego człowieka spersonifikowanego, na naszego stwórcę jest tą podświadomością, o którą się rozchodzi w książce. Takie porównanie jest dużo przystępniejsze niż sztywne podpieranie się Bogiem czy niepokalanie poczętym nazarejczykiem. Bestseller ten pomógł ponoć wielu ludziom na całym świecie. Do poradników podchodzę dosyć sceptycznie, ale w tej książce było zawartych kilka prawideł, których mądry i rozgarnięty człowiek już dawno powinien sobie uświadomić. A skoro jest uświadomiony, to przechodzimy do podświadomości, gdzie kryją się nasze nawyki, lęki, blokady, wspomnienia. 
    To ma sens, gdy Murphy piszę, że z podświadomości biorą się wszystkie nasze czyny, uczucia i myśli. Dlatego daje pewnego rodzaju potwierdzenie, że to my jesteśmy Bogami.  Od myśli zaczyna się wszystko, co nas otacza, a więc przez myśli jesteśmy stwórcami, kreatorami naszej rzeczywistości. Powinniśmy zawierzyć myślom. Oczywiście tym pozytywnym, bo nie ma miejsca na złe rzeczy w naszym świecie. Musisz rozróżniać te złe od dobrych, nie przesadzać z nimi i koniecznie je kontrolować. To wszystko wspaniale brzmi, ale książka jest przesycona szkiełkami z różowych okularów. Inteligentny i ogarnięty człowiek widzi, jak świat działa i nawet jeśli nasze pozytywne myśli mają go tworzyć, to jednak nie da się zatuszować szalonego życia, jaki wprowadza chaos i złe zjawiska na świecie. Dlatego w niektórych momentach daję się odczuć wrażenie, że "Potęga Podświadomości" to książka dla naiwniaków i mydląca oczy. Prowadząca w racjonalnym i logicznym pojmowaniu świata do przymusowego okłamywania samego siebie. Nawet autor przyznaje, że podświadomość kieruje się prawem przymusu. Dzięki temu pojmowaniu zauważymy kilka rzeczy przeczących sobie. Joseph Murphy w jednym rozdziale piszę o słuszności danego zjawiska, a w innym rozdziale o jego niesłuszności i je potępia, albo na odwrót. To tak jakby pisał ktoś, kto nie wie jak naprawdę funkcjonują niektóre rzeczy. 
    Rozumiem, że książka ma wpoić niepoprawny optymizm, ale do końca nie da się tak. Poza tym w książce wytłumaczono pokrótce działanie sugestii, ale ta książka jest sama w sobie sugestią. Taki poradnik rzadko zmieni Twoje myślenie, ale jeśli świadom istnienia świadomości i podświadomości wiesz, że w tej książce jest trochę prawdy. Od czytelnika zależy czy wyłapie spoiwa łączące się w całość tego, co chciał zasugerować Murphy. Zasugerować, byle nie przesadnie. Trudno uwierzyć w przykłady osób, które za pomocą pozytywnego myślenia odzyskały zdrowie. Chociaż poza książkowy przykład Stephena Hawkinga jest najbardziej niesamowity, a polegał właśnie na takiej potędze umysłu i jego kontroli. Pytanie, czy te przykłady są prawdziwe, czy były to fejki? Tego się nie dowiemy. Nie mniej, jeśli chcesz przemeblować w swojej głowie, odwołuj się do podświadomości, medytuj, nie poddawaj się, walcz ze strachem i myśl pozytywnie o tym, co chcesz w życiu stworzyć.
    Autor przeczy temu w książce, ale poniekąd ta książka ma wywołać w Tobie uczucie odpuszczenia wszystkiego i skupieniu się na własnym ego i pielęgnowaniu go. Z drugiej strony daje Ci do zrozumienia, że jesteś sługą wszystkich ludzi, ale zaraz piszę, że możesz czuć się wolny. Ba! Że jesteś wolny. 
    Najbardziej podoba mi się rzecz o metodzie przemeblowania myśli, mówiąc do podświadomości na poziomie snu. Oneironautyka zna takie przypadki totalnej zmiany życia poprzez świadome śnienie i dostosowywanie podświadomości do swych wibracji. Dlatego to chyba jedyna metoda, której mogę potwierdzić słuszność. Reszta metod - jak zawsze w poradnikach - czyni cuda, ale nie wiadomo, jak ciężko z nią w praktyce. 
    "Potęga Podświadomości" to dobry suplement do poznania dobra wiedzy i doświadczeń kształtujących nasze pozytywne myślenie. Uważam, że można od tego zacząć swoją pracę ze sobą, nad sobą, nad swoją psychą i ogólnym samopoczuciem. Nie traćmy jednak czujności, bo gdy dzieje się coś złego, czasem pozytywne myślenie nie zmieni tego momentalnie i trzeba działać zgodnie z brutalną rzeczywistością. Nie przestawaj szukać - czytaj więcej, próbuj metod, łącz to, odsiewaj bzdurę, od tego co czujesz i znajdź prawdę leżącą sobie swobodnie na środku. Nigdy nie kończ rozwoju na tej jednej książce! 

Gatunek: Poradnik Psychologiczny
Rok: 2008
Wydawnictwo: Świat Książki

czwartek, 3 października 2019

Stephen King - Instytut



   Większość swoich sztandarowych dzieł King lubi spulchniać i jesteśmy do tego przyzwyczajeni. To w końcu kształtuje nas jako czytelników. Wydaje mi się, że "Instytut" można śmiało dodać do kanonu sztandarowych dzieł Stephena. "Instytut" to coś więcej niż thriller o ulubionym temacie Kinga, jakim są dzieci obdarzone nadprzyrodzonymi mocami. To pewnego rodzaju uchylenie rąbka tajemnicy. Na końcu powieści, w przypisie "Od Autora" mamy wspomnienie Russa Dora - przyjaciela mistrza i jego researchera. Autor piszę, iż Russ po wieloletniej pracy, jako rodzinny lekarz państwa King, stał się człowiekiem odpowiedzialnym za materiały dla naszego pisarza. Szczegół, że był nim już, jako lekarz. Jego drążenia przyczyniły się do tematów zawartych w "Dallas '63" czy choćby w "Pod Kopułą". Odpowiedzialność za wypłynięcie pewnych informacji, które de facto będą uznawane za fikcję, spoczywały ciężko na barkach pana Dora. Musiała to być wspaniała i inspirująca przyjaźń. Po co o tym piszę? Jak się okazuje to ważne, by zrozumieć tematykę "Instytutu". 
   Głównym wątkiem są porwania dzieci o nadprzyrodzonych zdolnościach parapsychicznych (telepatia i telekineza) oraz wykorzystywanie ich zdolności do celów wojennych i wojskowych, ściślej mówiąc - eksterminujących niewygodnych (w domyśle) złych ludzi. Rzeczy te oczywiście dzieją się w instytutach wybudowanych gdzieś na krańcach świata. Tyle wystarczy na temat fabuły, bo reszta byłaby spoilerem, a ta powieść jest trzymającą w napięciu przygodą, którą każdy sam powinien odbyć na kartach książki. 
   Główny wątek łączy się z panem Russem Dora, a raczej jego działaniami, w ten sposób, iż jego poszukiwania zazwyczaj skupiały się na tematach spiskowych, o których się nie mówiło. Tak jest i w przypadku "Instytutu". Nie jest to do końca powiedziane od autora, ale dotarłem do informacji, które mówią, że podobne sytuacje zawarte w powieści mają miejsce w świecie rzeczywistym. Osoba niegdyś szkolona w zakresie psychotroniki i manipulacji poinformowała mnie, w rozmowie na temat książki, że tak naprawdę, na świecie istnieje pewna liczba placówek, gdzie przetrzymuje się porwane dzieci i wykonuje na nich różne badania. Takowe działania ponoć istnieją już od lat 50-tych. Porwania dzieci, o których się nie mówi i placówki - instytuty to czyste teorie spiskowe, lecz te teorie są tak nazwane po to, aby mydlić ludziom oczy. O tym jest właśnie najnowsza powieść Stephena Kinga. Pytanie tylko czy zastanawiał się nad powagą sprawy, o której piszę? 
   Dzieci są fascynujące i mają w sobie pewną moc, siłę, coś, co pozwala im widzieć rzeczy takimi, jakimi są, a dzięki swej nieskalanej wyobraźni są w stanie dokonać czynów niekiedy niemożliwych. Stephen King uwielbia czynić swoich bohaterów dziećmi. Wyjątkowy chłopak - Luke, pokazuje nam swą bystrość, mądrość i odwagę. Po raz kolejny także dowiadujemy się, jak silna potrafi być przyjaźń. A przede wszystkim możemy wyobrazić sobie, jak bardzo cierpią dzieci poddawane torturze, ale... są bardziej niezłomne niż przeszkoleni żołnierze. 
   Mówi się, że "Instytut" jest zlepkiem najlepszych powieści Kinga. Te wrażenie wzbudza w nas typowy dla Kinga motyw - dzieci i moce parapsychiczne. Kilkakrotnie te tematy pojawiały się choćby w "Doktor Sen", "Łowca Snów" czy kultowym "TO". "Instytut" swą specyfiką i klimatem przenosi nas do świata serialu "Stranger Things", lecz ulokowanego głównie w jakiejś organizacji sekretnego budynku. "Instytut" wciąga do swego wnętrza swą telepatyczną i telekinetyczną mocą. Poznanie jego wnętrza dla czytelnika będzie niezapomnianą przygodą!

Gatunek: Thriller, Przygodowy
Rok: 2019
Wydawnictwo: Albatros