poniedziałek, 31 grudnia 2018
Miguel de Cervantes y Saavedra - Przemyślny Szlachcic Don Kichote z Manczy
Zaiste była to najbardziej mecząca powieść, z jaką miałem do czynienia (nie pamiętam częstotliwości, jaką męczyły niektóre lektury szkolne, dlatego nie porównuje). Nie tyle męczyła co była nudna i ciężka do strawienia. Nie wiem, czy to kwestia tego, jak pisano w tamtych czasach (a Kichot powstawał na przełomie XVI i XVII wieku), ale przygody rycerza smętnego oblicza to przydługa powieść, do której przebrnięcia potrzeba cierpliwości.
Nie chcę też robić przydługiej opinii, dlatego załatwię to jak najszybciej. Don Kichot to satyra. Pełna absurdu i romantyczności niczym w hiszpańskich telenowelach. Przypadek? Rzecz dzieje się w Hiszpanii, a powieść jest tak przydługa, że gdyby zekranizować słowo w słowo, powstałby tasiemiec. Postaci Don Kichota nie trzeba nikomu przedstawiać. Tak mi się wydaje. Jest to najsławniejszy rycerz wszech czasów światowej literatury. Takim też się mieni na kartach powieści.
Jedyny fenomen tej postaci to szaleństwo, jakie nim zawładnęło po przeczytaniu stosu książek o rycerskości. Fakt, faktem nie da się tego odbierać na poważnie i zakrawa jedynie na satyrę, jeśli taka literatura może przewrócić człowiekowi rozum na tyle, by samemu stać się rycerzem i wszystkich dookoła, mówiąc kolokwialnie, wkręcać w ten wybryk umysłu. Niedowierzaniem też staje się działanie spotkanych na drodze bohaterów, którzy ze swej próżności i dla rozrywki, bawią się kosztem Don Kichota, reżyserując napotkane sytuacje, tak jakby miały miejsce w prawdziwym świecie rycerzy.
Interpretacji jest mnogość, a jednak Don Kichot i Sanczo Pansa stali się logiem iluzji, życia w zakłamaniu, fałszu i fikcji. Ze swymi wiatrakami i wyobrażeniami o niezaprzeczalnie pięknej Dulcynei, każą nam zastanowić się, czy aby, pomimo ciężkiej lekturze, każdy z nas nie jest przypadkiem takim jak Don Kichot czy Sanczo Pansa.
Ze stylistycznego punktu widzenia powieść jest pisana trudnym językiem. Osobiście lubię, gdy lektura jest pisana archaicznym językiem, gdyż ma to swój niepowtarzalny klimat, jednak w tym przypadku jest bardzo męczący. Ładny, ale męczący. Opisy moralnych problemów i prawdziwych wartości są także jednym z ciekawszych elementów powieści. Czytanie ich tworzy obcym poruszanie w dzisiejszych czasach tematów takich jak cnota, miłość, sprawiedliwość czy wolność. W tamtych czasach inaczej na to patrzono, jednak prawda o tym pozostaje w tych słowach i dla nas "ludzi postępu" stają się one staroświeckim myśleniem. Jeśli chodzi o fabułę, trudno określić czy takowa istnieje, czy nie. Chodzi tu bowiem o przygody pomylonego człowieka, któremu wydarzenia potwierdzają, iż nie jest pomylony. Nie mniej jednak idzie się pogubić. Zbyt dużo postaci pojawia się przez ponad 1000 stron, przy dwóch, pięciuset stronicowych tomach. Cervantes był świadom, jak słaba jest jego twórczość co zresztą sam piszę w omawianym przeze mnie tytule. Robi sobie przytyki co do nudności, bezsensu, a także widocznemu przedłużeniu historii. W jej powstaniu był także niejaki Avalenda z Tordesillas, który rzekomo także pisał o Don Kichocie. O nim Cervantes także wspomina w swej powieści. A do tego dochodzi trzeci ojciec Don Kichota - Sidi Hamet, który pierwotnie pisał o błędnym rycerzu.
A więc pomieszanie z poplątaniem we wnętrzu trudnej powieści kończy się śmiercią głównego bohatera. Ta śmierć nie ma przyczyny. Wcale nie jest heroiczna, jak przystało na rycerza. I jeśli mam być szczery ten koniec nie wzbudza żadnych uczuć, jeno po zamknięciu ostatniej strony wykrzyczymy:
"NARESZCIE KONIEC!"
Jeśli tak wyglądały historie o rycerzach, których naczytał się Don Kichot, to ciekaw jestem co w rzeczywistości musiałaby mieć w głowie potencjalna postać historyczna, na której wzorowałby się Cervantes, Avalenda czy Hamet. Marnotrawstwo druku, czy prawdziwy powód do spalenia takich ksiąg?
Czy warto zma... przeczytać?
Niech każdy zdecyduje sam, bo cytując autora:
"nie ma bowiem książki tak złej, która by nie zawierała czegoś dobrego".
Gatunek: Satyra, Literatura Hiszpańska, Powieść Łotrzykowska
Rok: 1605-1615
środa, 5 grudnia 2018
Jean Baudrillard - Symulakry i Symulacja
Dalekim od zrozumienia jest pierwsze zetkniecie z ową pozycją. Drugie mówi nam już więcej, ale i tak trudno przyswoić sobie przekaz, jakim karmi nas zjawisko symulakru. Trzeba zaznaczyć, że ta książka nie jest na raz! Trzeba przeczytać ją kilkukrotnie. Filozofia właśnie taka jest, a składnia zdań autora jak najbardziej fachowa i jeśli nigdy nie interesowała Cię filozofia, to możesz sobie podarować ten tytuł. Naprawdę. Będziesz się męczyć. Dużo trudnych słów, których nawet nie znają słowniki, sprawia, że czytamy coś nie z tego świata. A czytamy o nie tym świecie.
Symulakry odnoszące się do teorii symulacji są elementami świata, który sami tworzymy, podczas gdy tych elementów nie ma. Wydarzenia, zjawiska popkulturowe, władza, religia, magia, nauka, seks, aspekty sztuki - to wszystko jest symulakrem. Jest to żywotne, jednocześnie uśmiercając się. Baudrillard w swym przedziwnym dziele nie raz powtarza, iż jesteśmy symulakrem i żyjemy w otoczeniu symulakrów. Podaje wiele przykładów, opierając się często na matematycznych prawdopodobieństwach, co jest stosowane w strategii kłamstwa, a zatem fikcji, a także symulakrów, czyli czegoś, co jest rzeczywiste, ale nie realne.
Pozycję tą można skomentować jednym zdaniem: "rzeczywistość nie istnieje" - istnieje hiperrzeczywistość, która jest symulacją i zlepkiem kilku symulakrów. Książka daje do myślenia i bardzo łatwo wpada do rąk miłośników "teorii spiskowych". Tytuł ten stał się bazą dla Wachowskich przy tworzeniu "Matrixa". Według autora twórcy filmu jednak błędnie zrozumieli pojęcie symulakrów. Czytając "Symulakry i Symulacje" można w łatwy sposób dojść do tego, że jesteśmy stale okłamywani. Nie da się w prosty sposób streścić książki, a tym bardziej wytłumaczyć komuś czym jest symulakr. Należy sięgnąć po tę książkę aby się tego dowiedzieć, a zapewne każdy inaczej to zrozumie. Nie da się ukryć, że jest to trudna lektura, lecz jeśli czujesz się okłamywany i szukasz sensu na tym świecie poczytaj "Symulakry i Symulacje", a nuż coś Ci się rozjaśni.
Koncepcja autora zakłada brak sensu, przy natłoku informacji, ale krocząc po konstrukcjach Beaubourga, z symulakrem w postaci tej książki, łatwo przekonać się o holograficznej naturze naszych światów, które zamykamy w "laboratorium praktykowania fikcji". Tym sposobem każdy z nas na swój sposób poznaje znamiona znaków i modeli, od których jesteśmy uzależnieni. Jeśli w jakimś stopniu zrozumiałeś stanowisko Beaudrillarda i nie zdruzgotało Cię ono w dosłownym rozumieniu symulacji, z czystym sumieniem możesz powtarzać wszystkim, że - rzeczywistość nie istnieje!
Gatunek: Filozofia, Etyka, Psychologia, Socjologia
Rok: 2005 (1981)
Wydawnictwo: Sic!
Subskrybuj:
Posty (Atom)